Ja jestem zupełnie bez sił. Nawet na pisanie, moze to stres schodzi. Synka wypisali wczoraj!!!!, po dwoch dobrach. Super reagował na leczenie, wskaźniki mocno spadły, mąż zrobił mi niespodzinke i nagle stanęli w drzwiach sypialni, liczyłam, ze moze dzis wrócą, a tu taka cudny prezent :-)
Dalej leczymy sie w domu, czekają nas dwie konsultacje, ale jest juz dobrze.
Tym niemniej - ufajcie intuicji i jak trzeba męczcie lekarzy, tyle tych infekcji rozwija sie bezobjawowo... Nam sie trafiła super i szybka pomoc.
Edys - chyba nie musze tłumaczyć, jak bardzo, bardzo Ci współczuje. Mam nadzieje, ze potwierdzona diagnoza bedzie łagodniejsza i ze corcia szybko wrócić dlo domu. Ja moich nawet nie dowiedziałam. Uważaj na siebie tam. W ciazy duzo łatwiej cos złapać jednak.
Gorgusia - u Was tez chorobstwo, masakra. Bardzo współczuje, Oby leczenie szybko przyniosło efekty
Beetka - bardzo sie cieszę, ze udało sie uniknąć szpitala!
Martuska - dobrze, ze Ty czujesz sie lepiej, widać słusznie wzielas ten lek
Izis - jestes wzorem optymizmu :-) Super! Dobrze, ze to nic poważnego i ze jest szansa, ze zaraz wyjedziesz.
Kochana jestes, ja sie nie poczułam dotknięta ta informacja o antybiotykach i autyzmie. Przecież wiem, ze nie zrobiłas tego ani specjalnie, ani po to by mnie dotknąć. Tak sie śmiesznie zbiegło w czasie :-)
Natkusia - oj wyobrazam sobie jak musiałas przeżyć upadek synka. Nie ma szans by uchronić maluchy przed wszystkim wszystkim. Po prostu nie ma. Jak to powiedział, ordynator jednego z oddziałów warszawskiego szpitala dla dzieci - trzeba je uchronić przed trzema rzeczami - poparzeniem, wypadnieciem z okna i porażeniem prądem. Wiadomo, ze to mozna rozszerzyć o potknięcie leków czy środków zracych i pewnie kilka innych tematów, ale na tych trzech sie skupił.
Bardzo Wam wszystkim dziękuje za wsparcie i zainteresowanie moim synkiem. Dobre z Was kobiety :-)
Co do podróży to mozna latać w większość linii aż do 36tc, ale ostatnie tygodnie przynajmniej w teorii z zasiadczeniem o zgodzie lekarza.
Najbezpieczniej to jednak w drugim. Tym które podróżują teraz albo planują zazdroszczę bardzo :-) I podziwiam za siły i odwagę.
Nasz mały leciał pierwszy raz jak miał 9 miesięcy, za ocean wiec lot długi. Jakos tak to sie poskladalo, ze nawet jat lagu nie mial. Dzieci to sa niesamowite.
Podobno najtrudniej jak zaczną chodzic do momentu jak umieja sie czymś zajac dłużej.
Ja wtedy jeszcze karmiłam piersia to faktycznie duze ułatwienie w podróży.
Zwlekalam z pierwszym lotem, a teraz myśle, ze im mniejsze tym łatwiej, a podróżowanie z jednym to juz w ogóle pikus ;-)
A lotów 2-4 h to moim zdaniem zupełnie nie ma co sie bać, schody zaczynaja sie powyżej tej granicy ;-)