Cześć!Hej!
Długo nie miałam odwagi dołączyć do tej grupy, ale przez to, że mamy ze sobą tak wiele wspólnych w tym momencie, nie mogłam przejść obok Was obojętnie Aktualnie jestem w 5t1d, OM 18 listopada. Wizytę u ginekologa odbyłam w 4t0d, ale nie spodziewałam się, że wówczas cokolwiek zobaczę. Zależało mi głównie na L4, ponieważ wykonuję pracę z wieloma czynnikami szkodliwymi. Jeszcze tydzień temu czułam całą sobą, że rzeczywiście jestem w ciąży - beta ładnie przyrastala o ponad 170%, pojawiły się pierwsze mdłości, ból piersi, zmęczenie, pobolewanie podbrzusza i naprzemienne kłucie jajników. Wiedzialam, że to fizjologiczne objawy i napawałam się nimi każdego dnia Natomiast teraz, wraz ze zbliżaniem się do 5 tygodnia, coś we mnie pękło. Nie czuję bólu brzucha, minęło kłucie w jajnikach, śniadania jakoś łatwiej przychodzą mi przez usta. Pozostał ból piersi i rozdrażnienie. Myślicie, że to jakiś naturalny proces adaptacji mojego ciała do aktualnej gospodarki hormonalnej? A może powinnam zacząć się niepokoić tym wyciszeniem objawów? Następna wizytę mam 30.12.
Wiesz co, ja dziś też obudziłam się i nie miałam porannych mdłości, które towarzyszyły mi od czterech dni i też miałam takie "a może coś jest nie tak?" Ale po południu jak tak sobie siedziałam i myślałam trochę o tym to zabolało mnie znowu podbrzusze, jakby moja kropka chciała powiedzieć "hej! Jestem tu, nie martw się ". Trzeba myśleć pozytywnie, dziś czuję się na prawdę dobrze w porównaniu do ostatnich dni, ale staram się myśleć, że po prostu muszę się z tego cieszyć i doceniać takie dni, bo jeszcze duuuzo tych gorszych przede mną
Może to przykre co powiem, ale nawet jeśli coś miałoby być nie tak, widziane wcześniej serduszko przestanie bić, wiadomo różne są przypadki, to my same zamartwianiem się każdego dnia nic nie pomożemy, niczego nie zmienimy, a tylko dostarczamy sobie negatywnych emocji musimy trzymać się twardo, bo dużo jeszcze przed nami NOWYCH chwil