reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Sierpień 2010

Dziewczyny, wielkie dzięki, a teraz ...

Relacja porodowa :-p

W niedzielę o godzinie 18:00 zapakowani w samochodzie ruszyliśmy w stronę do Poznania rodzić Weronikę. Skurcze co 5 minut. Adzika w połowie drogi mieliśmy zostawić na działce u moich rodziców, tak kilka buziaków i jazda dalej na Poznań. Nie przypuszczałam, że moment rozstania z Adzikiem na kilka dni będzie dla mnie tak trudny, tym bardziej, że Ona sama czuła, że coś się święci. Przytuliłam Ją i nie mogłam opanować płaczu (nawet teraz na samo wspomnienie) serce czułam, że mi pęka, a tu trzeba jechać, nie ma odwrotu. 5 dni powtarzałam sobie jak wariatka i gdy zapakowałam się do auta wpadłam w taką rozpacz, że wyłam, łzy leciały, zła na cały świat. W połowie drogi do Poznania skurcze zaczynały zanikać, czas między nimi się wydłużał, A. zabrał mnie jeszcze na lody, no i o 19:30 wylądowaliśmy dopiero na IP.

Dałam znać mojej położnej - koleżance, akurat miała dyżur nocny, że jesteśmy na IP, a pani na IP zaczęła już wypisywać dokumenty do przyjęcia. Nie wyglądałam na rodzącą, podczas całego pobytu na IP jakieś 30 minut chwycił mnie aż jeden skurcz i to taki lekki, ktg ok, podczas badania szyjka zamknięta, gdzieś tam daleko z tyłu. Pytanie zostaję czy nie? Bo przyjąć mnie musieli, ja mogłam na własne życzenie podpisać papiery i wyjść. No i tak sobie staliśmy i gdybałam z nimi czy urodzę czy nie. Kumpela powiedziała zostań, poobserwujemy Cię. Ja myślałam kategoriami wracam do Adzika, tylko co jak to się rozkręci i w krótkim czasie będę musiała Ją drugi raz porzucić? W szpitalu miałam zostać na 3 dni, najwyżej wcześniej wyjść na własne życzenie.

Zdecydowaliśmy z A., że zostaję i zrobię wszystko by skurcze wróciły. Ha! Plan był, A. pojechał do domu, Ada została na noc u moich rodziców.

Na patologii trafiłam do pokoju z dziewczyną, która umarłego zagadałaby na śmierć, ja potrzebowałam towarzysza niemowy. :-p Była bardzo sympatyczna, powiedziała mi, że w przeciągu 24h z tego łóżka 3 dziewczyny wyjechały na porodówkę i urodziły i tej myśli chwyciłam się jak tonący brzytwy. ;-)
21:00 nic, zero cisza, znowu zła na cały świat, jeszcze po telefonicznej rozmowie z mamą, że Ada sobie grzecznie leży, ale nie może zasnąć, żałowałam, że się nie podpisałam tych papierów, że idę do domu. Wzięłam do ręki notes i długopis i ... zaczęłam rysować w nim wszystko to co zazwyczaj rysuję z Adą kredą na chodnikach, ulicach. Tak sobie rysowałam, potem ten zeszyt przytuliłam do serca i znowu się rozryczałam. (tak jak teraz). Byłam w psychicznej rozsypce. :-(
Przyszła kumpela, że nie widzi by to się do rana rozkręciło, więc jak nie będę wstanie tu wyleżeć to mam się wypisać. A najlepiej mam zrobić tak by skurcze wróciły. Ha, ciekawe jak? :rolleyes2: Współtowarzyszka pokoju powiedziała mi, że póki co mam się skupić na dzidzi w brzuszku, a Adriannie u dziadków na pewno jest dobrze. Wcale mi lżej nie było i chciałam by się zamknęła, choć gadała z sensem. Po prostu ja byłam nieznośna i mało towarzyska. :dry:

Godzina 22:00 z zegarkiem w ręku pojawił się skurcz, po 25 minutach kolejny i kiedy naliczyłam ich 4 nadzieja wróciła, że to pozostanie na patologii może nie jest złe. Pewnie cała noc przede mną aż się to rozkręci, bo przecież cała niedzielę się rozkręcało, aż doszło do 5 minut. No nic, skupmy się. Ok, 1:00 w nocy skurcze co 10 minut, piszę do kumpeli na porodówce, że mam takie i takie skurcze, dostaję sms zwrotnego, "to zrób jeszcze tak by Ci odeszły wody, wtedy się zgarniamy". Myślałam, że padnę jak to przeczytałam. Jak się robi by odeszły wody? :oo2: Zaczęłam gadać w myślach do Weroniki, że ma sobie tam urządzić taką imprezę by wody zaczęły się chociaż sączyć. No i tak sobie leżałam, wstając co jakiś czas do wc, z tymi skurczami. O 4:00 coś mi poleciało między nogami, poleciałam dosłownie do wc, z wielką nadzieję, siadam, leci i leci i to nie siku, aż zaklaskałam Weronice, wody mi odchodzą!!! I za chwilę przyszedł taki skurcz, że myślałam, że się osram. :sorry2:
Próbowałam się dotargać się w stronę łóżka, po drodze już naciskając na ścianie przycisk "pielęgniarka/położna", przyszła szybciutko, mówię co i jak, Ona, że to pod ktg, lekarz został wezwany od razy, porodówka poinformowana. Coś się dzieje, a ja telefon do A., że ma przyjeżdżać. KTG ok, skurcze są, na poziomie 80% co 5 minut, zapis trwał minut 30. Na badanie, podczas badania, szyjka zamknięta, rozwarcie na opuszek palca, ale znowu poleciały wody i to sporo, jazda na porodówkę.
Kumpela po mnie przyszła i poszłyśmy. Bardzo miła dla oka sala porodowa, no i to by było tyle, bo była godzina przed 5:00 a ja wiedziałam, że ewentualne CC jak będzie to rano, chyba, że coś się zacznie dziać na tyle, że machną prędzej. Póki co decyzją lekarza z patologii SN i vacuum. Decyzja lekarza w ogóle do mnie nie docierała. :dry:

Kumpela do 7:00 miała dyżur, potem zostawała by mi potowarzysz, kazała się wyrobić do 14:00, bo na 16:00 ma już plany. Mądralińska. :-p Usadowiłam się w wannie i gdyby ode mnie to zależało, to w tej wannie mogłabym siedzieć i siedzieć, bo gdy nadchodził skurcz, a A. polewał mnie ciepłą wodą po brzuchu i poniżej to ulga niesamowita. Ale nie ma lekko, trza było w końcu wyjść i tak pewnie zużyłam ilość wody, która przysługuje na trzy rodzące. ;-) Zrobiła mi badanie o 6:45, brak postępu porodu, poszła i zaczęła nakręcać sprawę na CC, dostałam wskazówki co mam mówić, by to CC nastąpiło, czyli gdzie mnie boli, czyli miałam odstawić szopkę, ojj bardzo chętnie. :tak:
Zmiana dyżurujących, kumpela już nic nie mogła, mogła tylko być ze mną i mówić do mnie. Badanie o 7:30 przez lekarkę, która miała prowadzić mój poród i głos oznajmiający 3,5 cm rozwarcia. Na sali zrobiła się cisza, Ania gra swoją szopkę, że boli tu i tu, lekarska wyszła, kumpela kazała zrobić badanie położnej, która mnie przejęła, że to niemożliwe, bo 45 minut temu było zero, położna bada i oznajmia, że rozwarcie dobre 4, nawet o 5 by się pokusiła. A ja jęczę o to CC i nagle słyszę uradowany głos kumpeli "możesz przestać jęczeć, teraz już nikt Ci tu cesarki nie zrobi, rodzimy SN." :tak: A zaraz po tym słyszę A. "to Cię porobiła z tą cesarką" :-p Kazano mi zmienić pozycję do porodu SN. A co zrobiła Ania? Strzeliła focha. :evil: Postanowiłam się nie odzywać. A. mówi do kumpeli, że teraz ma za swoje, że znając mnie to pewnie współpracować już nie będę i jeszcze pewnie zaraz im tu omdleję. :-p Tak tak zemdleć to byłoby to sobie myślę, ale słyszę kumpelę, "dobra dobra bez ściemy, tętno w normie, tętno dziecka w normie, nie wygląda na mdlejącą" ;-)

No i chwilę później dostałam OPR od kumpeli i owej położnej na dyżurze, tzn. one stały nade mną i donośnym głosem nawoływały mnie do współpracy, a ja akurat byłam w momencie gdy musiałam sobie to wszystko w głowie poukładać, że rodzę SN, że będzie vacuum, że muszę zacząć współpracować dla dobra Weroniki, bo przecież sama nie urodzę. :sorry2:

Ocknęłam się i pojawiła się nowa Ania. Słuchałam co do mnie się mówi, wykonywałam polecenia jak w zegarku, gdy usłyszałam, że rozwarcie jest na 9 chwilę później to zastanawiałam się jak ta jama musi wyglądać, ale dalej sobie dmuchałam jak mi kazano, bo jakiś już czas Weronika schodziła do kanału rodnego, troszkę to trwało, ale na pewno to Jej schodzenie do kanału rodnego mniej mnie bolało niż te skurcze, które trwały od 22:00. :tak: Do tego ręka A. którą można było zdusić i było ok. Jeszcze ok. 8:30 zaliczyłam obchód i się zaczęło, zmiana pozycji, milion poleceń, szykowanie vacuum, na moment vaccum A. wyproszony z sali i teraz informacja o idącym silnym skurczu, bo na takim będzie i nacięcie i vaccum zakładane, dostałam jeszcze zastrzyk ze znieczuleniem w krocze. Jak na złość przyszły dwa lżejsze, już mi się wyć chciało, że znowu zacznie się wszystko cofać, ale nie idzie taki mega ach och ech informuję, przecięta (nie wiem kiedy), vacuum założone, kolejne polecenia, ręce tu, oczy zamknięte, na skurczu wstrzymać powietrze, nie przeć, idzie skurcz, bach, słyszę "jest główka, jeszcze jeden", tutaj vacuum zdjęte i mi kazano lekko poprzeć, plum, jest Weronika, od razu wezwali A., położyli nam Weronikę na piersiach, była cudowna, czarne włoski i taka mocno ciemna, opalona, po kim ??? :-p Aaaaa ból? Eeee jaki ból? Gdzie jest ból? Kto go odciął? Tak nagle? :surprised:
A. przeciął pępowinę, zabrali Weronikę do badania, 10 pkt, pomimo vacuum, ale i tak musieli Ją zabrać na 2h obserwację główki i te 2h były święte, czekaliśmy niecierpliwie. W międzyczasie jeszcze mi oznajmiono, że muszę urodzić łożysko, więc zaczęłam jęczeć, że jeszcze 40 minut rodzenia łożyska, one na mnie patrzą spod moich nóg, jakie 40 minut? A ja, że tak czytałam z relacji dziewczyn z porodów, 5 minut później łożysko było urodzone, na szczęście całe, nie trzeba było czyścić, jeszcze badanie dna macicy czy wszystko ok po cc z pierwszej ciąży. no i szycie i telefon do mamy, która namiętnie mi powtarzała, że cc to nie poród i nie wiem co to poród, więc oto takimi słowami ją przywitałam " wypchaj się, urodziłam SN, już nigdy nie będziesz mogła powiedzieć, że nie wiem co to poród" :-p


A ja? Nie mogłam uwierzyć, że urodziłam SN, że pokonałam mój próg bólu i dałam radę, byłam z siebie dumna. Podczas porodu raz pomyślałam o Adriannie i był to ten moment kiedy strzeliłam focha, myśl o Niej spowodowała, że inaczej podeszłam do sprawy, w jednej chwili dorosłam, dorosłam by sprostać zadaniu, bo moim córkom to się należy... :tak:

Po 2h, kiedy już świat obiegła informacja o narodzinach naszego cudu przywieźli Ją, całą i zdrową i naszą. :laugh2:

Następny poród przewidujemy na lata 2015-2016, chyba bardziej 2016, oczywiście SN. :laugh2:
 
reklama
Witajcie,
Lili byłaś dzielna no i teraz wiesz co to znaczy poród sn ;-)
U nas nadal kaszel i nieco mniejszy katar. Marcin ma humor i apety, więc mam nadzieję, że niebawem choroba minie....bo planuję wyjazd do Taty.
Odezwijcie się Dziewczyny co u Was??
 
Witam:)
Odzyskałam internet:-D
Olo podziebiony wiec siedzimy w domu... Do lekarza by pasowało pojsc jutro zeby go osłuchała ale juz mi Tu Olek nie krzyczy:baffled:

lili ale relacja!!!!!!! Super!!!!!!! dzielna babka!!!!!!!!! Powinnas ksiazki pisac!

agulek jak tam Marcin? Wszyscy dookoła chorzy....
 
Luizka super że badanie Piotrusia wyszło ok:) bardzo się ciesze:)
Lili super relacja, dzielna mama z Ciebie:) cieszcie się teraz swoją 4 osobową rodzinką:)
Misssi jak tam podróż?:)
Agulek to dużo zdrówka dla Marcinka, mam nadzieję że szybko przejdzie mu ten kaszel i będzie mógł nacieszyć się dziadkiem:)
Różyczk@ Olek też chory, chyba pogoda taka, mój Jasiek od tygodnia chodzi z katerem i troszkę pokasłuje, ale nie wiem czy to choroba, bo ma dobry humor, ładnie je a wczoraj wpychał paluchy do buzi i w nocy mieliśmy akcje że co chwile się budził i płakał więc myśle że jego katar może być przez ząbki, może piątki wychodzą:)

U nas wszystko dobrze, w pracy trochę nerwowo i tak myślę czy jednak wcześniej nie iść na zwolnienie, szkoda moich nerwów, albo powiem wszystkim że jestem w ciąży i będe miała może spokój:) Ten tydzień popołudnia spędzam sama z Jasiem, ale dziś nawet szybko zleciało:) zrobiliśmy obiad na jutro, pobawiliśmy się, a teraz mam jeszcze zlecenie do zrobienia ale chyba odłoże to na jutro, bo w nocy spałam tylko 3 godzinki więc dziś padam:) W czwartek ide do lekarza to zobaczymy co słychać u maluszka, wierci się już coraz bardziej, a mój brzuch pomalutki się zaokrągla, choć jak zrobiłam sobie zdjęcie jak stoje bokiem to nic nie widać:) wieczorem wyskakuje taka nieduża piłka:)
 
Lili gratulacje mamuska kochana raz dwa i sobie wszystko poukladacie !!!!! Niom a jak Ada reaguje na siore?

A Pajka jak tam??????????

ja kochane od rana do wieczora zapindol ale i tak jest fajnie mimo ze wieczorem padam to i tak jeszcze jedno bobo bym chciala:-p . Leo juz lepiej tzn mniej sie buntuje:sorry2: a Xavier to aniolek spkojniutki kochany dzieciaczek i nocki mi juz przesypia cale. od godziny 21 panuje u nas cudowna cisza:-D:-D:-D.
pozdrawiam was kochane!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!11
 
Witam:
My nadal chorzy wiec w domu siedzimy do konca tyg. U lekarza bylismy wczoraj i Olo dał sie pieknie zbadac! Zuch chłopak:-D
I po tych dwoch tyg pracy nudze sie w domu...:eek:

Pajka urodziła 17.09.2012 o godz 5 rano synka Adrianka (sn) wiecej szczegółów nie znam;-)
Odezwij sie Pajka kochana ze u Ciebie wszystko gra:tak:

madzia
jak tam w pracy? mniej stresowo?
 
Witajcie
Liliano gratuluje, dzielna z Ciebie mama, jak Ada? zaakceptowała juz nową sytuację?
Mamuski chorych maluszków, dużo zdrówka życzę.
Lea podziwiam za upór, ja po tym co pisałaś o lewku chyba bym se dała spokój. jednak uważam że dziecko powinno mieć rodzeństwo, fajnie ze masz siły i ochote na rodzenie i wychowywanie.

mamuski mam pytanko, jak pozmieniały się pokoje waszych pociech? jakies inspiracje dla mnie? mąż zrobił łózko drewniane ale dalej stop. Materac musze kupić, no i pare innych rzeczy. Ale najpierw musze zacząć pracować bo słabo z kasą, więc szukam intensywnie.

Pozdrawiam Was serdecznie :)
 
Weronika i Adrianna

1 doba życia - dzieć śpi wykończony po porodzie, w nocy to samo z przerwą 2h na jedzenie, próba cycowania - dla mnie bosko

2 doba życia - dzieć wojuje cały dzień, ale to akurat na zmianę pogody, gdzie w Poznaniu z 25 stopni następnego dnia zrobiła się deszczowa jesień i stopni 15 na dworze, wszystkie dzieci wariowały, w nocy spały Miła niespodzianka mnie tu czekała, bo w szpitalu odwiedziła mnie Adrianna, ubłagałam personel bym mogławyjść na korytarz, że na 10 minut zamienię się z mężem, on pozostanie z Weroniką, ja wyjdę do Adrianny, łzy w oczach pomogły, dostałam zgodę. Z 10 minut zrobiło się 25 minut i nie wiadomo kiedy nam ten czas zleciał, Adzik najpierw przytuliła się do mnie tak mocno, że mi serce pękało, bo w tym uścisku była cała tęsknota za mamą. Łzy mi poleciały, a jak łzy mi poleciały to Adzik się ocknęła i kazała się pozbierać do kupy, pokazując, że łzy trzeba otrzeć, dostałam buziaka i zaczęło się bieganie między kolumnami na korytarzu, zabawa w a-ku-ku, krótko mówiąc 25 minut minęło szybko. Do domu poszła chętnie, zrobiła papa i już ich nie było, obiecałam Jej, że jutro po mamusię przyjedzie i po Weronikę.

3 doba życia - wychodzimy do domu, jedziemy do moich rodziców, bo tam pradziadek czeka by zobaczyć wnusie, zarówno jedną jak i drugą, ale Weroniki jeszcze nie widział. Przyjechali po mnie, zaparkowali zaraz pod moim szpitalnym oknem, a ja już byłam gotowa do wyjścia, więc w tym oknie kukałam na nich i już zawołałam Adzika, Ona uradowana spojrzała do góry, wiedziała już gdzie przyszła. A. z Adą czekali na mnie w pomieszczeniu, do którego ja z Weroniką i położną zeszłyśmy by się uszykować/ przebrać do wyjścia. I tam nastąpiło zderzenie dwóch sióstr. Ada bardzo chętnie obserwowała, ale nic poza tym, tylko mówiła "Wewe". A. super tłumaczył, że to siostra, że malutka i takie tam. Ada pomogła mi się ubrać i idziemy do auta. Dziewczynki zapakowane, Ada spogląda i obserwuje. Wchodzimy do domu rodziców i tu rodzina spisała się na medal, każdy na Weronikę tylko zerkał, za to całą resztę uwagi skupił na Adriannie i zabawie z piłką, klockami, soczek dla Adzika itp.

Gdzieś tam pojawiły się teksty typu "Ada dotknij Weronikę", ale szybko to ukróciłam i kazałam dać spokój Adzikowi, co zostało przyjęte od razu ze zrozumieniem. Wytłumaczyłam, że jak w domu wyjęliśmy akordeon to Ada na początku go obserwowała, że musiała się do niego przyzwyczaić i że Weronika to taki akordeon, do którego Ada musi przywyknąć. Moje wytłumaczenie spotkało się z aprobatą. Dopiero jak ja wyszłam z Adą z pokoju, to rodzina rzuciła się otwarcie w stronę Weroniki, a ja im dałam czas na to, spędzając kilka chwil z Adą w kuchni i na baraszkowaniu w lodówce babci.

Pojawił się jeden, bardzo znaczący problem, karmienie piersią, coś czego mocno się obawiałam, bo Ada to pamięta. No i moje obawy się sprawdziły, Ada płakała jak diabli, histeria. A. Ją przytulał i tłumaczyliśmy, że Weronika nie umie inaczej jeść, że musi dostać cyca, bo jest za malutka. Adzik kiwała głową na tak, ale usta zakrywała rączkami i wyła, a łzy leciały strumieniami, serce mi pękało i tylko tłumaczenie A., że mamusia nie może przestać karmić, bo Weronika inaczej jeść nie umie, podtrzymywało mnie na duchu, by nie odstawić Weroniki i nie karmić Jej cichaczem. Karmienie było krótkie, ot tak by Weronika zaspokoiła głód, kiedy odstawiłam Weronikę, Ada natychmiast do mnie przyszła, wtuliła się i zaczęła się uspakajać. Jak się uspokoiła to jeszcze raz na spokojnie tłumaczenie, dlaczego mama musi karmić cycem.

Podróż do domu spokojna, odpuściliśmy kąpiel pierwszego dnia, jakoś nie było planu jak to ogarnąć, usypianie, A. Weronikę, ja Adriannę. Oczywiście tego dnia wszelkie karmienie Weroniki to rozpacz Adrianny. Adzik bardzo długo zasypiała, Weronika praktycznie od razu.

4 doba życia
- wielka masakra, chaos, brak zorganizowania, wszystko tak na łapu capu, każda z dziewczynek potrzebowała mamy w tym samym momencie, jak tylko szykowałam się do karmienia Weroniki to Ada już mi siedziała na kolanach, gotowa na długie przytulanie, cały czas tłumaczenie na spokojnie dlaczego mama daje cyca. Pojawiły się dwa słowa na BB, za chwilę przyszedł sms mniej więcej "powodzenia w ogarnięciu kociokwiku". I tak jak szłam z sypialni do kuchni tak się zatrzymałam w miejscu nagle. Kociokwik! Ha! Dostałam obuchem w łeb, już kiedyś tak było, chaos w domu, bo ja:
- muszę sprzątnąć łazienkę
- muszę sprzątnąć kuchnię
- muszę ugotować obiad
- muszę milion innych rzeczy zrobić
i muszę się z tym wszystkim zmieścić pomiędzy czasem dla dziewczynek, karmieniem i usypianiem i w ogóle. STOP! Ja nic nie muszę, ja mogę. Muszę być spokojna, a nie roztargniona, muszę być mamą, a nie dolatującym osobnikiem pomiędzy innymi czynnościami, bo kupa, bo karmienie, Muszę się zorganizować w sobie, poświęcać się w 100% dziewczynkom, a cała reszta innych czynności w domu może poczekać. Odetchnęłam z ulgą, od razu mi było lepiej, dosłownie od razu w domu zapanował spokój, tak jakby ten spokój udzielił się od razu pozostałym domownikom. Zaczęła się sielanka, która trwa do dziś.

A Adrianna każdej godziny lepiej, przyzwyczaiła się do tego, że Weronika inaczej jeść nie potrafi i cyc to Jej sposób na jedzenie, ale zawsze gdy chce się przytulić to Ją przytulam, nawet podczas karmienia, nigdy Jej tego nie odmawiam. Milion razy ma powtarzane, że Ją kocham. Nie jest odtrącona, tak jakradzono mi, Weronika może chwilkę zaczekać, Adrianna nie, Ona musi dostać dowód miłości i bezpieczeństwa od razu, by nie czuć się odtrąconą, a w zamian sama da od siebie miłość. I tak jest. Potrzebowała najpierw czasu by Weronikę:
- dotknąć, tak paluszkiem i uciec nim
- potem dotknąć tak normalnie
- pocałować - to pojawiło się dopiero piątego dnia

Adrianna nie usłyszała od nas nigdy "nie wolno dotknąć, pocałować itp.", Jej wolno, ja jestem po to by to kontrolować, ale tak wolno Jej dotknąć paluszkiem w oko, po główce pogłaskać, obejrzeć paluszki na nogach, obejrzeć pępek (Ada ma bzika na punkcie pępków), zrobić kulu-lulu, czyli jak Weronika leży na pleckach to kulu-lulu na boczek jeden, potem na plecki i na boczek drugi, tak wolno Jej to zrobić, skoro w ten sposób poznaje siostrę to wolno, zawsze kiedy chce Weronikę na ręce to Ją dostaje, siada mi na kolana, szykuje łapki, a ja kładę Weronikę na te Jej wyciągnięte rączki, a że wszystko trwa sekund kilka, to nie ważne, ważne są Jej chęci.
Usłyszała jedno "nie wolno", a mianowicie nie wolno chodzić i skakać po łóżku gdy Weronika na nim leży, że wtedy trzeba chodzić po kolankach i to trzeba cały czas przypominać, choć już doskonale wie, że robi źle, to jednak jeszcze to robi, choć już nie tak nagminnie.

A tak to Weronika nauczyła się już spać, gdy Ada nad Nią skacze, robiąc przy tym okropny hałas, śpi kiedy ta krzyczy, generalnie nie ma lekko. Ale Ada też się uczy, że jak Weronika śpi to trzeba być troszkę ciszej, nie wariować tak mocno.

Dla Ady Weronika to "Wewe", informuje nas o najmniejszym i najcichszym zaskomleniu Wewe kiedy się budzi i nie ważne, że jest w drugim pokoju, jest czujna, ta przez sen coś tam zamarudzi, Ada przybiega i informuje, że coś tam się dzieje i spróbuj nie sprawdzić, za szmaty Cię doprowadzi do siostry.

Ile razy zerknę to Ada np. bawi się, a za chwilę idzie sprawdzić do łóżeczka czy wszystko ok, albo jak Wewe śpi na kanapie w salonie to przyklęknie przy Niej i obserwuje. Sama chętnie nakrywa kocykiem, przynosi pieluszki i chusteczki, podaje smoczka. Do niczego Jej nie zmuszamy.

Pierwszy spacer, cudowna sprawa, tak dobrze mi się z nimi szło. Czas spędzony w ogrodzie super, Wewe w wózku, a my z Adą jak zawsze razem rysujemy kredą, jemy malinki, biegamy, gramy w rzepy, jakby nic się nie zmieniło, a zmieniło się wiele, obok stoi wózek, a w nim cudowna istotka.

Rady?
- ustawić sobie w głowie, że nic na siłę, że pranie poczeka, garnki w zlewie też, ale dzieci nie
- nie zabraniać kontaktu starszego rodzeństwa z młodszym, a kontrolować to, być przy tym jak się poznają
- zaangażować Starszaka w pomoc, ale nie na siłę, zawsze pochwalić, pocałować, nie karać jak nie chce pomóc, to jego dobra wola, nie przymus, rodzicem jestem ja
- chustowanie na pewno pomoże, ja się przymierzam
- wszelkie kolorowanki czy te do kredek czy te malowane wodą, Starszaka zajmą na chwilę, dzieć najedzony to pofika sam na kanapie, a ja mam chwilę na cokolwiek
- u nas dalej wspólne posiłki są, tak by dla Ady w tej kwestii nie było zmian
 
reklama
Do góry