Mam ten sam problem. Wstawanie rano, to jakiś koszmarek. Szykuję małą z zamkniętymi oczami, sama nawet już nie patrzę, czy jestem uczesana czy nie. Pobudka o 6 rano - do niedawna standard (obudzić to ja się w zasadzie mogę, ale nie oznacza to, że mam siłę cokolwiek robić), a teraz wysiłek. Mieszkam na 5 piętrze bez windy, w pracy trochę ponad 3. Nie mam problemów z wchodzeniem, ale potem mój kręgosłup to trochę odczuwa (bóle kręgosłupa są u mnie normalne od urodzenia, więc ciąża tylko dokłada). 8h przed kompem - no niby luz, ale w pasie ucisk, czuję że brzuszkowi to nie odpowiada. Nie chce mi się pracować, nie mogę się zebrać w sobie. Nie chcę się angażować w nic nowego, bo po co? Wracam koło 17, mąż robi obiad (oj, ja to mam dobrze) a ja tylko czekam do 20.00. Jak się kładę koło małej, żeby jej bajkę poczytać, to literki mi się mylą. Czasem jak coś robię, zapominam o brzuchu i potem się dziwię, że mnie rwie i ciągnie i pobolewa:/ Z teściową przeboje, a ja marzę tylko o spokoju i ciszy.
A najgorsze w tym wszystkim jest to poczucie winy, które mam choćby w tej chwili - że powinnam przestać się użalać, wziąć dupkę w troki i zmusić się do działania. AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA.
Miłego dnia poza tym
A najgorsze w tym wszystkim jest to poczucie winy, które mam choćby w tej chwili - że powinnam przestać się użalać, wziąć dupkę w troki i zmusić się do działania. AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA.
Miłego dnia poza tym