Heja dziewuchy.
Wasze maluchy ladnie przespaly nocke, a moj budzil sie prawie co godzine. :/ MAsakra. Rano jak wstalam to bylo srednio bialo. Znaczy sie, gdzieniegdzie bylo widac wystajaca trawe. Nagorzej zaczelo sie robic po poludniu. Jak zaczelo sypac... A ja na 14.45 bylam umowiona do urologa. Dobrze, ze mam do niego 100m. Ale i tak mialam jecha cuatem, bo pozniej mialam zostawic auto u elektryka, bo nagrzewanie, jak pamietacie, nie dziala. No wiec wsiadam do auta, wkladam klucziki, przekrecam, czekam az swiece sie nagrzeja. Cholera, cos dlugo sie nagrzewaja. Kontrolka zgasla. Ale ja wyciagnelam kluczyki i jeszcze raz wlozylam i przekrrecila, by jeszcze bardziej sie nagrzaly - aby mogla normalnie odpalic. Kontrolna zgasla, wiec przekrecam kluczyk bardziej i... zonk. Auto nie odpala. Akumulator sie rozladowal. :/ A maz kazal co dzien auto odpalac, by wlasnie akumulator sie w takie mrozy (-8) sie nie rozladowal. No to ma, bo wczoraj do Carrefoura jezdzilam.
Wysiadam pedem z auta, biore malego (bo oczywiscie nie mialam z kim go zostawic, bo chlop w pracy a ja sama) i dawaj po zaspach do lekarza. Miejscami sniegu bylo do polowy lydek, a ja madra w tym roku sobie krotkie botki kupilam na zime.
Wialo strasznie. Norlamie urywalo glowe, sypal snieg. ALe jakos doszlam do lekarza. Dobrze, ze malego cieplo ubralam (body z dlugim rekawem, rajstopki, bluzka z dlugim rekawem, spodnie ogrodniczki ocieplane, bluza, skarpety frote, kombinezon, czapka szalik i do nosidelka wsadzilam jeszcze ocieplany spiworek od wozka - ma wyciecia na szelki i bpas miedzy nozkami, wiec sie maly w nim zmiecil). Po poworcie do domu byl cieplutki.
A u lekarza malego zostawilam z babeczka w rejestracji, takze moglam spokojnie sobie pogadac z lekarzem. No i okazalo sie, ze mimo iz dolegliwosci juz dawno nie mam (problem z pecherzem) to nadal jest stan zapalny. Lekarz mi wszystko wytlumaczyl, wiec jak mnie badal to sama stwierdzilam, ze rzeczywiscie ma racje. Takze kolejne 3 tygodnie bede na antybiotyku... Extra. :/
fusik, no u mie tez sa tego typu seanse, ale raz na miesiac.
Jesdzcze nie bylam.
Bombusia, wspolczuje z powodu problemow zdforowtnych Twojej mamy.
Luizka, to z twego malego niezly urwis, skoro takie cuda w lozeczku wyczynia.
A moj mnie dzis przestraszyl. Polozylam go do lozeczka. W dzien nie zwijam go w kocyk, tylko luzno nim przykrywam. Poszlam robic swoje, co mialam do roboty. Za chwile slysze placz. Mysle sobie, a dam spokoj, chwile poplacze i przestanie, bo zawsze tak jest. Ale ten placz byl jakis inny, co mnie jednak zaniepokoilo i bez czekania poszlam zobaczyc. Jak zobaczylam to malo zawalu nie dostalam. Maly w lozeczku obrocony o 90* (lezal nie wzdluz a w poprzek), lezy na boku, wychylony mocno do tylu i... z kocykiem na buzi. Dobrze, ze poszlam zobaczyc co sie dzieje. A nie bylo mnie raptem pare minut w pokoju!