jesteście niezastąpionymi myślicielkami...
moje doświadczenia wyglądają następująco. media, tzn gazety i inne mądre książki tłumaczą, że dziecko należy przystawiać do piersi wówczas, gdy ono tego chce. Doświadczone mamy "starszej daty" czyli te, których dzieci mają już naście lat (---> Bombusia oczywiście to nie żaden przytyk do Ciebie, mnie po prostu otaczają w pracy takie mamy nastolatków ) tłumaczyły że TYLKO karmienie co 3 godziny i to bez względu na ochotę maluszka. Pediatra w szpitalu grzmiała KARM MATKO NA ŻĄDANIE!!!! dziecko płacze, to cyc w rozdartą buźkę.
Po porodzie Oluś nie miał ochoty na odpoczynek i budził się i mię co godzinkę i ja go przystawiałam kiedy tylko zapłakał... W domu powiedziałam, że basta... że przecież oszaleję jeśli jeszcze raz po 15 minutach od ostatniego karmienia on dotknie swoim pyszczkiem mojej piersi. Mama moja powiedziała, że nie możliwe jest, żeby dziecko zjadło i za 15 minut płakało z głodu - to dało mi nieco do myślenia i w dzień zaczęłam regulować Olowi tryb życia - to znaczy uznałam, że jeśli zjadł, odbił i dalej płacze to oznacza że nie przymiera głodem tylko objawia mi inną potrzebę i postanowiłam sobie że daję mu dwie godzinki na odpoczynek od cycusia no i zaczęły się zabawy karuzelką, noszenie na rączkach, a z czasem przyzwyczajałam go żeby zajmował się troszkę sam sobą w łóżeczku jeśli nie ma ochoty spać. Oczywiście czasem zdarzało się że w ciągu tych dwóch godzin wył tak, że dawałam mu cycusia szybciej, nie mniej starałam się zadbać też o inne jego potrzeby zanim kolejny raz rozpięłam bluzkę. W nocy przystawiałam go kiedy tylko zapłakał, ale dość szybko mały załapał kiedy szalejemy a kiedy śpimy i po 2 miesiącach budził się tylko 3-4 razy i oczywiście z upływem czasu coraz rzadziej aż do 1 czasem 2 razy.
Moja konkluzja jest zgodna z Waszymi wyobrażeniami i doświadczeniami - wszystko wszystkim, ale z umiarem... to znaczy karmimy dzieciątko często, zwłaszcza w pierwszym miesiącu - wówczas ono potrzebuje poczucia bezpieczeństwa, a przy piersi ma go najwięcej, ALE uczymy się płaczu naszego dziecka, badamy czego ono faktycznie oczekuje, a wreszcie staramy mu się uregulować w miarę możliwości tryb życia - nie z zegarkiem w ręku - ale z pewnym naturalnym rytmem dostosowanym do potrzeb.
Bo z mojego doświadczenia wynika, że idea karmienia na żądanie jest piękna, ale nikt nie jest w stanie nauczyć nas kiedy nasze dziecko "żąda" jedzenia a kiedy chce być przytulone na przykład...
Moja sąsiadka jest osobą dobroduszną z natury i postanowiła dobrodusznie karmić dziecko na żądanie.. nie słuchała marulki która mówiła "sąsiadko, poczekaj, niechże ona popłacze, ponosimy, przytulimy, przewiniemy, pomasujemy i zobaczymy co dalej" i niedawno przyznała, że robiła ogromny błąd bo młoda była przekarmiana i ona zorientowała się o tym jak malutka po 3 miesiącach "niby-kolki" rzygnęła jej na pierś mlekiem dając mamusi do zrozumienia, że jest pełna i więcej mleka się w nią nie wleje...
To ja jeszcze dorzucę - po porodzie w szpitalu położne mają prykaz, żeby mówić - na żądanie, jak za długo śpi - wybudzać, nie dokarmiać glukozą, nie sugerować sztucznego mleka, tylko ćwiczyć z matkami karmienie piersią, absolutnie nie podpowiadać podawania smoczka. Pierwsze dwie doby wszystko jakoś się układało - mi, bo na sali 6 dziewuch, więc było różnie. I nagle kryzys, dziecko płacze non stop, ssie non stop <bardziej gryzie> - 3h prawie że na cycku a ja umieram. Poszłam raz, drugi do położnej - wzięła małą, sztuczne mleko i próbuje jej podać - a ta nie, nie chce jeść i co uslyszałam? "Ma Pani ssaka, albo cierpimy albo podajemy smoczek"...i mala spała potem 4h...bo podałam ten nieszczęsny smoczek. Dlatego tak jak pisze marulka - od pierwszego dnia prawie że dziecko może chcieć czegoś innego niż tylko jeść i "żądanie", to bardziej chyba dogadanie się i ustalenie wspólnego rytmu. no.