Urodziłam swoje pierwsze dziecko 27.02.2013 właśnie w Narutowiczu. Trafiłam tam na patologię ciąży, ponieważ byłam po terminie. W trakcie pobytu okazało się, że do zapłodnienia musiało dojść jakieś dwa tygodnie później i że dopiero zbliżam się do magicznego terminu..Przeleżałam na patologii 11 dni ! Codziennie byłam badana, 4 razy podawano mi maksymalne dawki oksytocyny dożylnie..Skurcze były, rozwarcie na 1 cm. Po tych próbach założono mi do macicy cewnik z balonikiem, który miał doprowadzić do rozwarcia.. Balonik urósł do 5 cm, wypadł, rozwarcie z powrotem na 1 cm. A że dziecko było sporawe ( wg usg wychodziło 4080 g) i wód płodowych ubywało to podjęto decyzję o cesarskim cięciu. Pobyt na patologii mimo wszystko wspominam bardzo dobrze. W salach czyściutko(leżało nas 5), łazienka do dyspozycji ( był zepsuty prysznic i strasznie chlapało), jedzenie tragedia (śniadanie i kolacja to zawsze 3dniowy chleb z wędliną albo serem topionym), lekarze rewelacja, pielęgniarki też... Podczas tego pobytu przeszłam przez ręce wielu lekarzy i mogę śmiało stwierdzić że dr Szczawińska, dr Glanowski oraz dr Kałamacki to najlepsi specjaliści. Badanie delikatne, rzeczowe, odpowiadali na każde moje pytanie ( a decyzję o cesarsce w końcu podjął właśnie dr Glanowski). To tyle jeśli chodzi o patologię. Pojechałam na porodówkę. Jakaś pielęgniarka założyła mi cewnik (najgorsze uczucie w moim życiu), podłączyła kroplówkę i o 14 pojechałam na salę operacyjną. Opieka na tym etapie również była ok, porodówki są w stanie idealnym-wszystkie wymagane sprzęty, czyściutko, schludnie, przyjemnie.. Sala na której wykonywali cesarskie cięcie była malutka.. Dali znieczulenie w kręgosłup (nie boli nic a nic), zaczęło mrowić w stopach no i rozcięli mnie..Uczucie dziwne-jakby szarpanie w brzuchu, ale nie bolało. Cięcie przeprowadzali dr Bazański oraz dr Kałamacki. Polecam w 100% ! Żartowali przy stole operacyjnym, rozmawiali ze mną, mówili na jakim są etapie. O 14.25 urodziłam synka -4250 g, 56 cm, 10/10. Przyłożyli mi go do twarzy żebym mogła pocałować w rączkę, pokazali, że chłopak i zabrali. Później mąż razem w pielęgniarkami go ubierali w osobnej sali. Leżałam 2 godziny na sali porodowej, bo nie było miejsca na pooperacyjnej...Po znieczuleniu miałam drgawki (to normalne-każda miała). Po 16 trafiłam na salę pooperacyjną, dali mi synka, na noc zabrały na moje życzenie-nie byłam w stanie się ruszyć. Na drugi dzień ok 12 przyszła rehabilitantka pomóc nam wstać. Bardzo bolesne doświadczenie, ale dzięki niej szybko do siebie doszłam !! Ciągle leki przeciwbólowe, kroplówki..Bolało tragicznie ! W ten sam dzień popołudniu zdjęli mi cewnik, przenieśli na salę po porodową i dali małego. Było mi ciężko się nim zajmować, bo wszystko strasznie bolało, ale dałam radę. Pielęgniarki ok, trochę traktowały mnie odgórnie . Coś w stylu "my lepiej wiemy jak się zajmować dzieckiem, Ty to robisz źle". Nie karmię i nie karmiłam piersią więc bez problemu dawały małemu mleko modyfikowane na moje życzenie. Wypisana zostałam w 4 dobie po porodzie (mały nie miał żółtaczki). Poród wspominam bardzo dobrze, pobyt w tym szpitalu również, a wiem co piszę, bo spędziłam tam 2 tygodnie, poznałam WSZYSTKICH lekarzy i chyba wszystkie pielęgniarki. Przeszłam przez wiele rąk, robiono mi masę różnych badań i prowokacji do wywołania porodu naturalnego. Polecam ten szpital z uśmiechem na twarzy