reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Poród rodzinny

tez wlasnie uwazam ze personel przy mezczyznie na porodowce zachowuje sie inaczej, bo jak kobieta jest sama ro czesto zostaje sama sobie..mi tez mysl ze maz bedze przy mnie dodaje mi ogromej otuchy, wiem ze fizycznie mi nie pomoze ale..psychicznie potrzebuje jego obecnosci..
 
reklama
a ja się załamałam:-( mój M też jest zawiedziony, bo czeka mnie cesarka, a tak bardzo pragnął być przy porodzie, przeciąć pępowinę i wogóle wspierać mnie i pomagać. A tu niestety przy cc nie może uczestniczyć i będzie stał na korytarzu :wściekła/y:
 
beatko26 to ci współczuje,widze ze bardzo wam na tym zależało:-(
Ale nie załamój sie,pamietaj ze mąż bedzie w pobliżu całym serdusiem z tobą.Dasz rade,mezulek myslami bedzie cie wspierał:-)
 
beatko wiem co czujesz bo tez to przerabiałam, mąz co prawda był przy porodzie bo zaczynalismy rodzic naturalnie rodzinnie ale koniec był na sali operacyjnej wiec przecinania pepowiny nie było:-(ale pociesz sie tym ze tak naprawde to mąz jako pierwszy dostanie dzieciatko na rece, przynajmniej u nas tak było mi tylko mała pokazali ze jest cała i zdrowa a juz cała reszte robiłi przy moim męzu i on miał ja pierwszy na rekach;-)
 
dzięki Wam kobitki za pocieszenie :-) powiem mojemu żeby się nie zadręczał skoro ma pierwszy dostać małą na ręce to na pewno się ucieszy, a do tego nie będzie świadkiem moich krzyków i bólu :-) moja koleżanka rodziła czwarte dziecko z mężem i tak go wyzywała na porodówce ze szok:szok: biedna cierpiała z bólu i się na nim wyżyła:-D więc przynajmniej mnie to ominie, choć tak bardzo się boję cesarki tego znieczulenia i wogóle.. to przecież operacja:-(
 
ja od początku wiedziałam, ze chce z mężem. Dało mi to poczucie bezpieczeństwa, choć mąż nic nie robił przy porodzie bo miałam szybki i bezbolesny poród ale psychicznie czułam się lepiej... wiedziałam, ze jest przy mnie i nie będzie czuwał nade mną i naszą córeczką
 
ja mam porównanie bo pierwsze dziecko rodziłam sama:-(
oczywiście dałam rade ale byłam tam na sali sama w nocy :szok: z połozną wiecznie wychodząca i wkurzoną bo jej spanie przerwałam:dry:
następne 2 porody na szczęście z Mężem i mówie wam bez porównania :tak:o niebo lepiej :-) chociaz miałam w porównaniu z pierwszym ciężkie porody:baffled:
jak sie jest z osobą towarzyszącą odrazu inaczej się tobą zajmuja :tak:
 
Nie wyobrazam sobie bym mogla rodzic sama. 6 tyg temu urodzi sie nam synek i M byl przy mnie. Od pierwszego skurczu bylismy razem i jak M musial wyjsc do wc i akurak mialam skurcz to krzesla i stoliki lataly bo bol byl silniejszy bez niego :tak: Nigdy nie zapomne jak mnie dopingowal bym pparla, ze dam rade... a jego radosc jak zobaczyl Natanka... tego nie da sie opisac.
 
ja rodziłam z mężem, i nie wyobrażam sobie porodu bez niego :) espierał, rozmawiał, dodawał sił, załatwiał wszystko czego potrzebowałam :) nie musiałam sama chodzi do położnej i się o coś pyta tylko mąż szedł.

a co do cesarki to istnieje możliwośc uczestniczenia bliskiej osoby przy zabiego :) niestety taka przyjemnośc sporo kosztuje, np. w Łodzi w prywtnej klinice ginekologiczno-położniczej przy ul. Szparagowej cc kosztuje ok 8 tys. zł, a poród naturalny ok 4 tys. i przy obydwóch może byc osoba towarzysząca. i jest o tyle lepiej bo komfort jest, dostosowuja się do twoich potrzeb bo przeciez ty płacisz. niestety "ludzkie" porody sporo kosztują :/
 
reklama
ostraszka mam dokladnie takie same odczucia jak Ty. tez mialam wrazenie ze skurcze gdy maz wyszedl na chwile do lazienki albo do poloznej bolaly duzo bardziej..tez zaczelam marudzic ze nie dam rady itd..ale on bardzo mnie wspieral, dodawal otuchy i wmawial ze sobie poradze, ze dobrze mi idzie itd...a gdy Kacprus wyskoczyl i zobaczylam wielkie lzy w oczach meza...brak slow zeby to opisac...trzeba to przezyc..naprawde cos pieknego...
 
Do góry