Nawet nie wiem jak się przywitać. Nie powiem Dzień dobry ponieważ absolutnie dobry nie jest...
Na początku strasznie Wam dziękuję za pamięć, za te słowa które wywołały ogromne ciepło gdy włączyłam odruchowo babyboom. Nie myliłam się jesteście wspaniałymi kobietami których w świecie realnym nie łatwo znaleźć.
Czuję się taka pusta, pusta w sensie fizycznym i psychicznym. Kondycja ciała w normie, ale cały czas popłakuję... W szpitalu nie było najgorzej, zapewne dlatego że Piotr nie zostawiał mnie nawet na minutkę nawet do zabiegowego wtargnął za mną skąd został wygnany przez bardzo niemiłą pielęgniarkę ( pani przesadziła a Piotr zwyczajnie nie patrzył na nikogo dookoła dla niego liczyliśmy się tylko my). W miarę się trzymałam do momentu gdy mieliśmy zdecydować co z ciałkiem naszego synka...
Gdy dostałam kartkę z opcjami z pierwszym zdaniem wybuchłam płaczem...
Zastanawiałam się tak poważnie między dwiema pozycjami
1. szpital zwraca maluszka a my organizujemy pogrzeb - tak z jednej strony chcę wiedzieć gdzie jest, chcę się z nim pożegnać ale z drugiej strony nie mam sił przez to przechodzić.
2. Ciałko synka idzie do badań histopatologicznych gdzie będzie w ciągu 3 tygodni określona przyczyna zgonu i ujawniona płeć. A następnie kremacja. Na to się właśnie zdecydowaliśmy.
Teoretycznie płeć znamy ale to domniemanie, przyczyna zgonu na pewno leży w układzie moczowym i pękniętym tętniaku jak pisałam który zalał małego ale powstało jeszcze podejrzenie iż synuś miał zrośnięty układ moczowy i tym bardziej ten tętniak pękł teraz. Tak czy siak czekał na niego taki sam finał. Dobrze że teraz na tym etapie gdy go nic nie bolało, po prostu serduszko w jednej sekundzie się zatrzymało...
Najpierw dostałam dopochwowo globulkę i kroplówkę na wywołanie skurczy, gdy zaczęły się bóle zostałam zabrana do zabiegowego a tam poddana narkozie ogólnej i cała reszta już potoczyła się bez mojej świadomości...
Po południu wróciłam z mężem do domu, tak jak w szpitalu się jakoś trzymałam tak w domu wszystko mi go przypomina, dobrze ma przypominać chcemy o nim pamiętać gorsze jest to że wszystko mi się z nim kojarzy a to już strasznie boli. Najgorzej było w nocy, gdy chłopcy juz spali a ja wraz z mężem położyłam się do łóżka, nie potrafiłam powstrzymać łez.
Dziś rano moja mama zawiozła chłopców do przedszkola, ja nie byłam w stanie.
W tej chwili jestem na etapie rozmów, muszę nauczyć się o tym wszystkim rozmawiać czym szybciej tym lepiej. Muszę byc silna dla chłopców, dla Piotra, dla siebie, dla Gracjanka i dla tego dzidziusia o którego będziemy się starać gdy tylko lekarz powie że organizm jest gotowy na kolejną ciążę.
Nie wiem jeszcze co przyniosą następne dni ale będę walczyła o powrót do stabilności psychicznej.