Lena, ja przeczytałam ;-)Ja miałam bardzo podobny poród. I też się go nie bałam. Bałam się czy dostanę się do tego szpitala, który sobie wybrałam, czy będą dobre warunki, czy mąż będzie mógł być przy mnie i czy personel nie będzie opryskliwy. Bólu się nie bałam. Niesłusznie bo było na odwrót. Miejsce w wybranym szpitalu, mąż, położna która z braku innych rodzących zajmowała się tylko mną. I okropny ból :-(. O godz. 16 zaczęły odchodzić wody. Pojechaliśmy do szpitala, dostałam antybiotyk i leżałam czytając gazetki. Ok 22 coś tam zaczęło coś tam pobolewać. O 23 miałam już silne skurcze parte. Niestety rozwarcie minimalne. Nie wiem co to bóle krzyżowe ale te parte były okropne bo ciało mówiło "przyj" a położna "nie przyj bo rozerwiesz szyjkę". Walka z organizmem przysparzała mi dodatkowego bólu. Pod koniec usłyszałam upragnione słowo "przyj". I kiedy w końcu mogłam to zrobić to po tej całej nocy przeciwstawiania się parciu nie miałam już siły. Główka się chowała. I mnie też położna zapytała czy może mi trochę pomóc. Zgodziłabym się nawet sobie wszystkie zęby bez znieczulenia powyrywać byle to się tylko skończyło. No i położna delikatnie, obiema rękami nacisnęła na mój brzuch i główka od razu pojawiła się na świecie. Żadne skakanie po brzuchu i łamanie żeber! Mam wrażenie, że ona nie wypychała dziecka tylko nie pozwoliła się mu cofnąć. Była godzina 9. Niektóre koleżanki krzytczały głośno jak im o tym opowiadałam, że to zabronione, niebezpieczne. Ja uważam, że to była delikatna pomoc za którą jestem bardzo wdzięczna. Mój synek dostał 10pkt.