Dziewczyny! W czwartek o 16.30 urodziła się Basia w 38+2 55cm i 3730g. Poród naturalny, ale z oksytocyną bo nie czułam skurczy. Od podłączenia oksy 2,45h.
W środę zgłosiłam się do szpitala ze skierowaniem od lekarza. Miałam iść na patologie, ale miejsc nie było. Wrzucili mnie na sale przedporodową. Następnego dnia ordynatorka mnie zbadała a tu 5-6 cm rozwarcia, szyjki nie ma, główka mocno przyparta do kanału i nieregularna czynność skurczowa, której nie zauważyłam bo dla mnie to były sporadyczne niebolesne napięcia
powiedziała że nie ma na co czekać bo tu wszystko gotowe do porodu podłączamy oksy i kończymy imprezę.
Pierwszy raz rodziłam z oksy i trudno mi określić czy skurcze mocniej bolały bo były porównywalne w skali. Wole jednak rodzić bez oksy bo nie podoba mi się leżenie na łóżku porodowym poprzypinana pod ktg cały czas leżąc na wznak przykryta szmatą przygotowana jak świnia na rzeź. Od bolesnych skurczy poród trwał 1,10h a od podłączenia oksy 2,45h. Przebijali wody bo same nie poszły. Po przebiciu od razu parte. Jakieś 3 parte i wyszła. Źle zrozumiałam położną i parłam kiedy miałam nie przeć więc pękłam i musieli szyć. Jakieś błony zostały z wód płodowych i musieli wyjmować-nieprzyjemnie grzebanie wziernikiem.
w ogóle położną miałam beznadziejną. Jakaś stara baba. Jak mi oksy podpinała przed 14 to mówiła źebym najlepiej urodziła na następnej zmianie bo jest lepszy skład (o 19.00)
jak można coś takiego mówić. To co to znaczy że oni na tej zmianie są niekompetentni? Czaicie to? I jeszcze mi mówi że to może się tak szybko nie rozkręcić a jak mi wody nie da rady przebić to cesarka! No ku...
! Wtedy myślałam że już mnie trafi! Z mojego poczucia bezpieczeństwa prawie nic nie zostało i oczywiście męża ze mną nie mogło być bo covid. Wsparcia zero. Jakbym miała inną położną to może poszłoby szybciej i bez szycia.
My wychodzimy z mała w poniedziałek bo chcą obserwować moją cukrzyce. Baśka wisi na cycu po 1,5-2h a tam Saharą. Muszę dokarmiać mm bo głodna.