Cześć!
Wczoraj z wieczorka pojechałam jeszcze do siostry z pysznymi bułeczkami i herbatą w termosie (ależ jej dogodziłam!), neurologicznie wszystko ok, a te bóle głowy prawdopodobnie ma od infekcji, po południu gorączkowała i na wieczornym obchodzie powiedzieli że jak znów będzie gorączka to wdrążą antybiotyk. Miała obszerne i długie USG, lekarz potwierdził u niej syna
(także obie będziemy mieć synów <3 ) no i jakiś tam marker wyszedł nie za dobrze i za 3 dni ponowne USG by sprawdzić jak się sprawy mają.
Posiedziałam pogadałyśmy. Ma bardzo fajnych teściów, mieszkają jakieś 250-300km stąd, ale zawsze jak trzeba to w "5 minut są", jak szwagier zadzwonił z informacją że ona w szpitalu to już "za chwilę" u nich byli (by zająć się chociażby 2 letnią Zuzią), także mają tyle dobrze (ja niestety nie mam nikogo kto w takiej sytuacji by wsparł, pomógł - zostaje wyłącznie mąż, z tym że syn mam 5,5
).
Wieczorkiem (w zasadzie pół godzinki jak od niej wyszłam - widziałam że ją rozpala, mówię na bank znowu gorączka idzie... a ona nie, nie czuje się dobrze...
) pisała że gorączka znowu się pojawiła, no to wdrążyli antybiotyk, no i pewnie min 7 dni w szpitalu.... a z dobrych informacji to że przenieśli ja z korytarza na salę, bo się miejsce zwolniło.
Ah i jak ją odwiedzam to zawsze przechodzę przed oddział noworodków <3 a zaraz obok porodówka