Oszaleję w końcu z moimi cyklami. Dopóki nie zaczęłam starać się o dziecko, wszystko było kalendarzowo. Żadnych dziwnych akcji, a teraz wiecznie coś.
Przed chwilą tak mnie rozbolał jajnik, jakby coś w nim pękło, nie mogłam się ruszyć. Wczoraj krew, a dzisiaj dalej okresu nie ma. Nie ogarniam już, o co chodzi mojemu ciału.
Dopóki nie zaczęłam brać durnych tabletek antykoncepcyjnych (4 lata temu) to wszystko było super, a odkąd je odstawiłam nie mogę zajść w ciążę. I problem jest na 100% we mnie, bo mój były ma już kolejne dziecko ze swoją nową partnerką. Jak się badałam wcześniej, to normalnie miałam owulacje, lekarz mówił, że wszystko jest ok, więc już naprawdę nie wiem, co ja mam badać. Wtedy zrobiłam wszystkie badania (oprócz immunologii i genetycznych) i też było niby dobrze.
I ok, ja naprawdę wiem, że nie staram się jakoś super długo, bo teraz dopiero 2 cykl, ale wtedy było 8 cykli i też nic, a podobno byłam zdrowa.
Jestem już zagubiona, nie wiem co mam badać, nie wiem co robić i szczerze nie mam na to siły. Nie rozumiem czemu życie robi mi na złość opóźniając mi okres, gdy bez starań było wszystko dobrze.
Wybaczcie, ale musiałam się wyżalić, bo mój chłop to mnie chyba słucha jednym uchem i każe mi się wyluzować. Ale to nie on czuję się zepsuty, tylko ja. Jestem wściekła na swoje ciało.