Mój poród zaczął się odejściem wód o 2.10 w nocy 26 stycznia. Leżałam już w łóżku, ale nie mogłam coś zasnąc, bo pobolewał mnie lekko brzuch miesiączkowo. Nagle coś we mnie trzasnęło 2 razy i zalałam całe łóżko wodami. Było tego pełno, bo główka była jeszcze dośc wysoko. Wstałam, poszłam pod prysznic, a mąż za mną wycierał podłogę. Umyłam się, ubrałam, w spodnie wsadziłam ręcznik i pojechaliśmy do szpitala. Ok. 2,30 zaczęły się skurcze pojawiające się co 5 minut. Po każdym skurczu leciały mi po nogach wody, ale już w mniejszej ilości. W szpitalu byłam przed 3.00 i tam już skurcze były co 3 minuty. Zbadali mnie i okazało się, że nie mam najmniejszego rozwarcia, a szyjka jeszcze całkiem twarda (przez tą nieszczęsną konizację). Wysłali nas na porodówkę. Skoczyło mi ciśnienie 180/100, bo jak na złośc tego wieczora zapomniałam o tabletce. Podali mi Dopegyt i relanium. No i chyba to relanium spowodowało, że odstępy między skórczami zaczęły się wydłużac do co 5-7 minut. Nawet przysypiałam między skurczami. Ponieważ szyjka się nie rozwierała, położna zrobiła mi 3 razy masaż szyjki – koszmar, boli jak cholera, ale szyjka zaczęła puszczac. Jak było rozwarcie na 5 cm, to mi kazali pochodzic, żeby pobudzic skurcze i żeby główka zeszła na dół. Pochodziłam z mężem trochę i z kroplówką, która miała mi zmiękczyć szyjkę. Ponieważ się nie posuwało rozwarcie (3 godziny na 5 cm i nie chciało iśc dalej) ok. 8.30 podłączyli mi oksytocynę – wcześniej nie mogli bo szyjka była za twarda i mogła pęknąc. Po oksytocynie błyskawicznie posunęło się rozwarcie i kurcze pojawiły się co 2 minuty. Potem 2 parte bóle i mała o 10,55 pojawiła się na świecie.
Po porodzie położyli mi małą na brzuch i mogliśmy się nią cieszyc 2 godziny. W między czasie urodziłam łożysko, nie było szycia, bo mnie nie nacieli. Podczas tych 2 godzin przyłożyli mi też małą do piersi i ssała pierś leżąc cały czas na moim brzuchu. Po 2 godzinach zabrali ją do umycia, zważenia i zmierzenia – mąż poszedł też i mógł wszystko nagrywac. A mnie zawieźli na wózku na położnictwo.
Po porodzie położyli mi małą na brzuch i mogliśmy się nią cieszyc 2 godziny. W między czasie urodziłam łożysko, nie było szycia, bo mnie nie nacieli. Podczas tych 2 godzin przyłożyli mi też małą do piersi i ssała pierś leżąc cały czas na moim brzuchu. Po 2 godzinach zabrali ją do umycia, zważenia i zmierzenia – mąż poszedł też i mógł wszystko nagrywac. A mnie zawieźli na wózku na położnictwo.