No własnie, mamy często piszą "mojemu dziecku nic nie jest", no bo prawdopodobnie nic się nie stanie po zjedzeniu takiego danonka czy czegoś innego w kwestii sensacji żołądkowych, biegunki, wysypki itp.
Ale tu nie o to chodzi, tylko o długofalowe skutki. Takie jak piszesz - nadwaga, próchnica, nadciśnienie, które obecnie występuje już u dzieci, problemy z koncentracją, zaburzenia apetytu.
Potem jest wielkie zdziwienie, że dziecko nie chce jeść normalnych posiłków. Ja nie chcę się wymądrzać, bo sama też mam dziecko jeszcze małe i spodziewam się, że łatwo jest teoretyzować. Ale z drugiej strony dziecko kształtuje sobie smak poprzez to, co mu dajemy. A tak jesteśmy skonstruowani, że cukier i sól uzależniają i potem nic innego nie smakuje, na czym żerują producenci żywności dla dzieci i dorosłych.
Zawsze mnie śmieszy taka pewna hipokryzja - w pierwszym roku jest wielkie przewrażliwienie, trzymanie się schematów, debaty skąd brać ekologiczne produkty, a krótko potem widzi się rodziny z dziećmi na obiedzie w fast-foodach. Jaki w tym sens? Albo fakt, że toczą się dyskusje kiedy gluten, a kiedy jajko, a kiedy twaróg. A dla mnie to nie ma wiekszego znaczenia czy to będzie miesiąc czy dwa w jedną czy drugą stronę, jeżeli chodzi o tego typu produkty, które zakładamy, że są w miarę naturalne i w diecie niemowlęcia mogą się znaleźć. Natomiast dziwi mnie, że są ludzie, którzy z jednej strony szaleją z tym glutenem itp, a z drugiej nie mają oporów przed dawaniem niemowlętom parówek czy lizaków.
Nasze dzieci jeszcze zdążą najeść się i słodyczy i śmieciowego jedzenia, jak już same będą mogły o tym decydować, ale nie poznają tego, dopóki my im tego nie pokażemy.
To jest inwestycja na przyszłość. Nie wiemy jakie będą skutki obecnego stylu odżywiania, bo jeszcze nie dorosło żadne pokolenie epoki fast-foodów, zupek w proszku, chipsów itd.
Zastanówmy się, czy chcemy eksperymentować na wlasnych dzieciach?
Ale tu nie o to chodzi, tylko o długofalowe skutki. Takie jak piszesz - nadwaga, próchnica, nadciśnienie, które obecnie występuje już u dzieci, problemy z koncentracją, zaburzenia apetytu.
Potem jest wielkie zdziwienie, że dziecko nie chce jeść normalnych posiłków. Ja nie chcę się wymądrzać, bo sama też mam dziecko jeszcze małe i spodziewam się, że łatwo jest teoretyzować. Ale z drugiej strony dziecko kształtuje sobie smak poprzez to, co mu dajemy. A tak jesteśmy skonstruowani, że cukier i sól uzależniają i potem nic innego nie smakuje, na czym żerują producenci żywności dla dzieci i dorosłych.
Zawsze mnie śmieszy taka pewna hipokryzja - w pierwszym roku jest wielkie przewrażliwienie, trzymanie się schematów, debaty skąd brać ekologiczne produkty, a krótko potem widzi się rodziny z dziećmi na obiedzie w fast-foodach. Jaki w tym sens? Albo fakt, że toczą się dyskusje kiedy gluten, a kiedy jajko, a kiedy twaróg. A dla mnie to nie ma wiekszego znaczenia czy to będzie miesiąc czy dwa w jedną czy drugą stronę, jeżeli chodzi o tego typu produkty, które zakładamy, że są w miarę naturalne i w diecie niemowlęcia mogą się znaleźć. Natomiast dziwi mnie, że są ludzie, którzy z jednej strony szaleją z tym glutenem itp, a z drugiej nie mają oporów przed dawaniem niemowlętom parówek czy lizaków.
Nasze dzieci jeszcze zdążą najeść się i słodyczy i śmieciowego jedzenia, jak już same będą mogły o tym decydować, ale nie poznają tego, dopóki my im tego nie pokażemy.
To jest inwestycja na przyszłość. Nie wiemy jakie będą skutki obecnego stylu odżywiania, bo jeszcze nie dorosło żadne pokolenie epoki fast-foodów, zupek w proszku, chipsów itd.
Zastanówmy się, czy chcemy eksperymentować na wlasnych dzieciach?
Ostatnia edycja: