reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Mój poród

Blubery - podobno wiele zależy od nas Samych...od naszego umysłu, ale i od Samego Boga.....skieruj więc swoje myśli na "właściwe tory"....czy sądzisz ze ja się nie boję?......nawet nie wiesz jak bardzo.....ale ufam ze wszystko bedzie dobrze..........wokól nas jest tylu Aniołów...ja czesto okreslam tym mianem ludzi ktorzy nas otaczają i w rozny sposób stają na sciezce naszego zycia........poproś więc (jesli wierzysz) o takiego Aniola....ktory wesprze Cię w trudach porodu.......

Trzymam kciuki i zycze powodzenia....
 
reklama
Witam
Mam chwilkę więc opisze mój poród.
Otórz z piatku na sobotę czyli z 13na14 pazdziernika w nocy dostałam bóli. Nie przespałam ani minuty tej nocy poniewaz skurcze były zbyt silne zeby spać. Niestety nie były reguralne tylko takie co 20-30 min. O 7 rano zbudzilam meza, bo juz mi się sprzykrzyło takie samotne lezenie i zaczęlismy liczyc skurcze. Byly juz co 7 min i trwały srednio 1,5 minuty. Mąż zadzonił do szpitala, ale powiedzieli ze mamy przyjechac jak skurcze będą częstsze czyli co 4-5 min. Tak więc cały dzien zszedł nam na liczeniu skurczy. Byłam bardzo zmęczona bo skurcze nie pozwalały przysnąc, a ja mialam za sobą nieprzespaną noc. W międzyczasie przyjechała do nas moja siostra i ona na zmianą z moim mężem liczyła skurcze i masowała mi kręgosłup. O godz 21 skurcze były juz co 5 min a ja strasznie wymeczona. Idziemy do szpitala. Szpital 300 metrów od domu. W szpitalu oczywiście jakby na złosc skurcze stały sie troche rzadsze i odesłano nas do domu z zaleceniem siedzenia w wannie co miało złagodzić bóle.W wannie siedzialam co chwile, ale nie wiem czy faktycznie mniej bolała. O 1,30 zaczeło rozkęcac sie na dobre. Skurcze co 3-4 min i przybrały na sile. Mąż łapie taksówkę, ale jak na złosc wszystkie zajęte. W koncu jest wolna, wsiadamy. Ja się wiję z bólu w tej taksówce, jęczę i wyginam się na wszystkie strony.
w szpitalu sprawdzają rozwarcie. Jest na 5 cm. Połozna mówi ze teraz 1 cm będzie postepował co godzinę. Podłączają mnie pod ktg i zaczyna się masakra.Nie pozwalają się ruszac, karzą leżec. Ostatkiem zdrowego rozsądku leżę, ale ból jest nie do zniesienia. Trwa to 1,5 godz. W końcu kłamię ze muszę isc do ubikacji, zeby mi pozwolili wstac. Jak wróciłam pozwolili mi skakać na piłce. Skacze i czuję ze muszę przeć. Połozna sprawdza rozwarcie i jest już na 10 cm. 5 cm osiągnęłam w niecale 2 godz.
Bóle parte nie były dla mnie bolesne, tylko bardzo męczące, ze względu na wysiłek którego wymagają. Pre ok1,5-2 godziny i wychodzi główka. Po główce cała reszta juz poszła bardzo sprawnie i o 5.24 w niedziele czyli 15 pazdziernika rano Agatka była na świecie.Malutka rodzila sie z rączką przy buzi. Na szczęscie nie przecięto mnie. Trochę pękłam, ale bardzo minimalnie. Załozyli mi 3 małe szwy. Nie mialam nawet specjalnego problemu z siedzeniem, sikaniem i załatwianiem się.
Cały poród nie był tatki bardzo straszny gdyby nie fakt że skurcze trwały długo a ja byłam niewyspana.
Wszystkim które poród maja przed sobą na pocieszenie powiem, ze szybko zapomina się ten cały ból i wysiłek. Ja wszystko pamietam jak przez mgłe.
Pozdrawiam
 
Dziewczynki, tak pieknie opisujecie swoje porody, ze rycze jak bobr, pomimo, ze swoj tez juz mam za soba. Moze w koncu sie zmobilizuje i cos napisze o naszym rozdwojeniu...
 
No ja też czekam na nowe opisy. Dobrze, że to już za Wami. Możecie tulić swoje maluszki. Ja nadal wyczekuję, i mam nadzieję, że wszystko skończy się szczęśliwie...
 
Od wielu dni myślałam o tym, co będzie jak zacznie się prawdziwy porod, a ja zlekceważę objawy, bo do upławów i skurczow bylam przyzwyczajona. Ciaza była zagrozona od 13 tygodnia, mialam skurcze, uplawy, krwotoki…caly czas leżałam w domu i od czasu do czasu w szpitalu…
W czwartek 5 pazdziernika około 6 rano (mniej wiecej, bo nie chcialo mi się spojrzec na zegarek) poczulam pierwsze skurcze, były regularne co 13-15 minut, srednio bolesne, pomiedzy nimi zasypiałam nie zastanawiając się nad tym co może się z tego rozwinąć (1 pazdziernika odstawilam wszystkie leki podtrzymujace: cordafen, nospe, magnezie i difergan). Dla mnie była to norma, ze cos mnie boli i cos się dzieje w brzuchu.
Po godzinie skurcze zrobily sie juz co 10 minut, wiec obudziłam chlopa, ze chyba będzie sie trzeba zwijac do szpitala, bo cos się zaczyna dziac. Wczesniej nie wypadl mi czop sluzowy, nie mialam zadnych sensacji żołądkowych, nie czulam jakiegos emocjonalnego napiecia…
Ja bylam bardzo spokojna i skupiona, gorzej było z chlopem mym… miotal się po mieszkaniu nie bardzo wiedzac co ma zabrac i co ze soba zrobic… Na szczescie zdążyłam przed wyjsciem pstryknac sobie jeszcze zdjęci brzuszka – tak na wszelki wypadek, jakbym miala wrócić rozdwojona…
Była 8.30 rano i upiorne warszawskie korki… na szczescie objazdami dojechaliśmy do szpitala w 25 minut (i tak bardzo szybko). Nie chce myśleć ile przepisow drogowych mój partner złamał… Skurcze staly się regularne co 4-5 minut i bardziej bolesne. Na szczescie nie cofnęły się / spowolnily, jak to często bywa.
W izbie przyjec szpitala siedzialo chyba z 8 kobiet. Zapukalam nie czekając na swoja kolej. Wyszla polozna, zabrala karte ciazy i potrzebne dokumenty. Po chwili wezwala mnie na badanie i tu przezylam pierwszy szok, bo mialam już 5cm rozwarcia!!! Ladnie, a ja chciałam jeszcze czekac w domu, wziąć kapiel i takie tam – chyba zaczełabym rodzic w wannie…
Kazali mi się przebrac w koszule „firmowa”(bo po co swoja pobrudzic). Doszlam na porodowke (chlop musial isc opłacić porod rodzinny 100zl i kupic sobie fartuch i kapcie), gdzie kolejna polozna zaczela wypełniać dokumenty i wypytywac mnie o szczegółowy przebieg ciazy. Trwalo to może 20 minut. Polozna kazala mi ulokowac się na lozku porodowym do zapisu KTG i badania i przezylam kolejny szok – było już 8cm rozwarcia. Troche bolalo, ale nie bylo zle. Kiedys rozważałam znieczulenie zewnatrzoponowe, ale na podanie go było już za pozno i polozna odradzala.
Trafilam na sympatyczna polozna (swojej indywidualnej nie mialam oplaconej, mojego lekarza prowadzacego tez mialo nie być), ale czas zajmowal mi partner. Po zapisie KTG polozna kazala mi skakac na pilce. Kolo 11 już skurcze parte staly się bardzo bolesne. Skakalam i tłukłam piesciami o lozko z bolu, a partner masowal mi plecy. Był naprawde kochany, bardzo mi pomogl, choc ja bylam na niego zla, ze caly czas mnie poucza jak mam oddychac, a bol nie pozwalal mi logicznie myśleć. Nawet kazałam mu się zamknąć i nie filozofowac, bo mogl się zamienic za mna na miejsca skoro tak wszystko dobrze wie i umie. :zawstydzona/y:
Przy kolejnym badaniu pekl pęcherz plodowy i zaczely lac się wody. Zaczelam przec, ale nie było efektow, wiec znowu musiałam skakac na pilce. Nawet troche krzyczałam w skurczach z bolu, ale polozna stwierdzila za buzia nie rodze, a poza tym ona nie chce mieć choroby zawodowej w postaci słabego sluchu, wiec zmobilizowałam się, żeby zmienic sposób oddychania i przec brzuchem w dol.
Po pol godzinie skurczow partych naprawde bolesnych i bardzoooo silnych stawierdzilam, ze juz nie dam rady, a polozna na to, ze dam – to był znak, ze glowka już wychodzila… Nagle miedzy skurczami otworzyłam oczy i zobaczyłam, ze wokół lozka stoi chyba z 8 osob (ginekolog, pediatra, polozna, pielęgniarki noworodkowe, stazystka, salowa). Nie wiem kiedy oni przyszli… To wszystko nie mialo znaczenia, bo okazalo się, ze tetno dzidzi zaczyna slabnac i musiałam w tym najbliższym skurczu urodzic. Zaparlam się, nabrałam powietrza i nagle bol ustąpił – glowka wyszla, a ja poczulam jak wyslizguje się ze mnie cale cialko mojej coreczki. Po chwili Mala zaczela krzyczec. Polozna podala mi ja na brzuch. Bylam oszolomiona, przytuliłam Corcie, mówiłam do niej i głaskałam ja, a partner przeciął pępowinę. On miał lzy w oczach, a ja jeszcze nie mogłam plakac… Kiedy zabrali ja na badanie chlop poszedł z nia, a ja czekałam na urodzenie lozyska. Przyszla pani pediatra i opowiedziała co wybadali – 49cm, 3050g, 10 punktow Agar – okaz zdrowia. Szycie nacięcia tez poszlo sprawnie, trafilam na bardzo sympatycznego gina, który smial się, ze od teraz to tylko gotowana marchewka w jadłospisie ;-) …mial troche racji. Corcie dostalam dopiero po 3 godzinach, bo musiałam czekac na korytarzu az zwolni się miejsce w sali. Pierwsze karmienie udalo się nadzwyczaj dobrze (problemy zaczely sie dopiero po powrocie do domu), a pierwsza zmiana pieluchy była nie zapomnianym przezyciem.
Dzis, po upływie 4 tygodni, nie pamietam bolu porodowego. Duzo bardziej uciążliwy był bol szwow na kroczu i problemy z tym związane.
Często patrzac na moja Corcie placze ze szczęścia i podziwu, ze taki malutki skarb był jeszcze tak niedawno czastka mnie, a za niedługi czas przyjdzie do mnie i powie „mamo, jestem w ciazy”.
 
Żmijka pięknie to opisałaś, aż mnie ciarki ze wzruszenia przeszły po ciele i łezka mi się w oku zakręciła.
Gratuluje i pozdrawiam
 
Żmijka powinnas pisac jakies opowiadania ... normalnie lezka mi poleciala ze wzruszenia ... slicznie opisalas swoj porod :happy: .... oczywiscie przypomnial mi sie moj ;-)
 
Dobra czas na mnie ....

Tak jak wiele z Was miałam obawy że nie zauważę że sie zaczęło i chodziły za mną czarne wizje porodu w taksówce nad ranem bez nikogo bliskiego obok

Były to jak najbardziej uzasadnione wizje bo poprzedni poród był wywoływany, a poza tym było to strasznie dawno temu i jak to mówiłam wszytskim juz nic nie pamiętam

Nic z tego ...
Rano 16 pażdziernika wstała i cos ze mnie pociekło - pożamka zrobiła sie czerowono brązowa. To mnie zaniepokoiło gdyż tego dnia mój ałżonek miał planowy wyjazd do Wrocławia - 3-godzinki drogi w jedną stronę
Stwierdziała że nie będę go stresować tym bardziej że z samego rana zadzwonił teść z ostrzeżeniem żenie ładny miał sem i żeby Jacek bardzo uważała na drodze.
Pojechał...
Mnie godziny dłużyły się jak nigdy, przestało sie ze mnie już lać, ale śluz zrobił sie jak białko jajka kury i podbarwiony krwią
OHO - pomyślałam to już chyba nie długo ale nic mnie nie boli co napawało mnie jeszcze większym niepokojem (wizja z taksówką)

Około godziny 14 cos mnie zabolało - ucieszyłam sie i zabrałam sie za sprzątanie - wielkie
Do 18 o której wrócił mąż (rzuciałam się mu na szyją jak nigdy - wizja taksówki zbladała) skórcze były co 20 minutek i nic więcej

Zapytałam męża czy jakby co mam go informować na bieżąco czy powiedzieć z nienacka że jedziemy - stwierdził że nie chce sie stresowac i woli usłyszeć jasny komunikat "jedziemy"
Jednak do 22 kiedy to możnaby sie położyć spac nie było jakichś większych postępów więc poinformowaliśmy starszą córkę Asię że rano może nas nie być i żeby się nie zdenerwowała i zadzwoniła do Taty i wszytski jej powiemy co sie dzieje - o dziwo przyjęła to z wielkim spokojem bo nie lubi jak jest ciemno być sama, ale grzecznie poszła spać.

Do 1 oglądaliśmy jakies amerykańskie seriale z których nic nie wiem, równo o pierwszej powiedziałam skórcze co 3-5 minut jedziemy

W minutę mąż sie ubrał i ze stoickim spokojem czekała ma mnie w drzwiach - serio bardziej ja byłam zdenerwowana, on - spoko

Podjechaliśmy pod szpital który aktualnie jest w remoncie i...zamknięte
Obeszliśmu trzy wejścia i nic ...
Po 20 minutach okazało sie że wejście na czas remontu przenieśli gdzieś tam hen hen ...
Na Izbie Przyjęć okazało sie że nie ma miejsc "bo pełnia jest" (księzyca)
Ale po zastanowieniu i po wstępnych badaniach zostawili mnie, nie kazali jechać do innego szpitala.
Oczywiście KTG które wykazało skórcze co 5 minut na ok 50%
Rozwarcie 2 -3 cm.

Dostaliśmy salkę do porodów rodzinnych i ciuszki do przebrania, w czasie zabiegów ze mną czyt. lewatywy mąż odpowiadał na setki pytań z grupy niepotrzebnych i głupich (wszytskie rubryczki w formularzach trzeba wypełnić.
Około godzinki 3 skończyła sie zabawa i zaczeło na prawde boleć - ja skakałam na piłce a mąż siedział za mną żebym nie fiknęła do tyłu i przysypiał na arcy wygodnym fotelu
o 5,30 po kolejnym badaniu kiedy to rozwarcie postępowało około 1 cm na godzinkę połozna stwierdziła że mamy 6 cm i około 4 godzinki przeds sobą - ta informacja mnie dobiła - cała noc bez zmrużenia oka i jeszcze 4 godziny???
Decyzja była natychmiastowa - masaż szyjki macicy - skuteczne bardzo bo w ciągu dwóch minut rozwarcie było już 9 cm - ale boli jak nic innego!!!

Mąż cały czas trzymał mnie za ręke i oddychał razem ze mną i pocieszał miłymi słowami i dodawał sił i czasem skrzydeł - były potrzebne

Potem sprawy już potoczyły sie szybko - po kilku minutach poczułam że łebek maluszka się pcha na świat - nie pozwolono mi przeć a w sekundzie dookoła mnie nazbierałao się z 10 osób
Parcie trwało 5 minut za jednym wyszła główka którą po moim "juz nie dam rady" pozwolono mi dotknąć i to dodało skrzydeł i za drugim parciem wyszła reszta ciałka. Ala urodział się o 5.55

Mąż był w szoku że to tak szybko - ja beczałam jak bóbr...
poprosili męża na "dół" i przeciął pępowinkę, ale nie patrzył na mnie od dołu
Małą dali mi na brzuch i pozwolili sie nią nacieszyć dobre 10 minut

Potem wzięli ją do ważenia i mierzenia - dostała 10 pkt miała 3200g i 53cm
Szycie to jak prawie wszytskie wiecie sama radość - boli Ale to nie jest wtedy już ważne

Po wszytskim wywieżli mnie do niebieskiej sali gdzie przynieśli mi małą i miałam ja do południa - patrząc na nią beczałam ze szczęścia że zdrowa, że śliczna że nasza, że jest .....
Była 7 zadzwoniliśmy do siostrzyczki żeby jej to ogłosić - jej radośc przeszła nasze największe oczekiwania .... cieszyła się jak mała dziewczynka szczerze i prawdziwie - tak jak my do dziś ...

I nawet kiedy Ala nie śpi w nocy, marudzi w dzień i pewnie nie raz jeszcze w późniejszych latach da nam wszytskim w kość - wiem że to była słuszna decyzja o posiadaniu drugiego dzidziusia,

właśnie teraz kiedy jesteśmy dojrzali po wpadce 10 lat wcześniej kiedy to nie chciaeliśmy słyszeć jak Asia płacze bo poprostu nie byliśmy na całe to zamieszanie z ciążą i szybkim ślubiem i rodzeniem dziecka gotowi...teraz jest zupełnie inaczej....
 
Mam nadzieję, że zdążę przed kolejnym karmieniem opisać to co przezyłam...

Pamiętacie, jak pytałam się 25.10 jak wygląda czop śluzowy, cały dzień się sączył aż do nocy kiedy to o godzinie 2.30 poszły wody. Obudziłam męża i w ciągu godzinki byliśmy w szpitalu. Położna mnie zbadała 2 cm, podłoczyła KTG - zapis dobry i zaczeło się .....Średnio co godzine rozwarcie postępowało o 1 cm, byłam pod prysznicem, piłka, masaż pleców, dolargan, mąż który dzielnie ze mną oddychał i zapewniał mnie, że nie umrę. Od około 8 rano zostałam podłączona na stałe do KTG i cierpiałam, ból jest koszmarny ale już go nie pamiętam.
Nagle po kolejnej serii bólu przy rozwarciu 7 cm zrobiło się na sali porodowej goraco, poożna pobiegła po lekarzy, tetno małego spadło do 70. Dla mnie szok, byłam tak otumaniona z bólu i dolarganem, że do końca nie zdawałam sobie sprawy co się dzieje i chyba dobrze bo gdybym była całkowicie świadoma to nie wiem....
Wpadło 3 lekarzy już ubranychw stroje do operacji, mój prowadzący poinformował nas, że konieczne jest cesarskie cięcie, pospisałam zgodę, a dalej poszło jak w filmie. Golenie, jakieś świnstwo do wypicia, zakładanie cewnika, na wózek i do sali operacyjnej. Pamiętam tylko jak wołałam męża aby mnie nie zostawiał....

Obudziłam się i pierwsze moje pytanie: Co z małym?? Sławek powiedział, że wszystko ok i zasnęłam dalej.

Wszystkiego dowiedziałam się dopiero w piątek...
Okazało się, że Franio owinięty był podwójnie pępowiną, na której zaciśnięty był supeł, który w monencie gdy mały schodził w dół zacisnął sie tak, że tętno zaczęło spadać.

Mały dostał w pierwszej minucie 6 punktów, był intubowany, założony miał tlen i leżał dobę w inkubatorze. na szczęście w 10 minucie dostał już 9 punktów. Lekarz, który go ratował powiedział, że mały ma silne serce, że jest duży i to go uratowało.

Nie doszło do niedotlenienia mózgu bo były robione testy, więc mogę spac spokojnie.
Ale co się napłakałam w piątek to moje.

Juz jest dobrze, mały rośnie, je i kocham go nad życie.
 
reklama
Agus, Asiu pieknie opisalyscie swoje porody.. jak zwykle nieobylo sie bez lezki ;-) ... to jest naparwde piekne ... przez 9 miesiecy wspieralysmy sie nawzajem, a teraz opowiadamy jak to bylo kiedy Nasze Cudenka przyszly na swiat :happy: .. super :-)
 
Do góry