czarnuszka jak ja cię świetnie rozumiem, tyle że ja byłam o tyle w lepszej sytuacji, że nie mieliśmy w tedy dzieci. Odrazu po ślubie zamieszkaliśmy u mojego męża u jego rodziców w domu na wsi. Plan był taki, że będziemy remontować drugie piętro i tam zamieszkamy. Ale to był jakiś koszmar. Rodzice mojego Ł. od samego początku byli anty do mnie, nie wiadomo dlaczego. Ja się czułam tam jak intruz, 100km od mojego rodzinnego miasta, zero znajomych, zasięgu na tej wsi nie było i dopiero po miesiącu założyliśmy internet. Próbowałam tam szukać pracy, bo to 10km od miasta, ale tam jest takie bezrobocie że nie wiem. To było okropne dla mnie... Ja u siebie w mieście zawsze dnie miałam zapełnione... studia, albo praca.. próby.. spotkania z przyjaciółkami.. w domu siostra, z która mamy świetny kontakt... i moja kochana mama. A gdy mi się bardzo nudziło, to jechałam do centrum, chodziłam po sklepach, galeriach... A tu siedziałam całymi dniami w pokoju i czekałam na męża powrót z pracy jak na zbawienie. Ja potrafiłam nic nie jeść cały dzień, bo nie chciałam się mijać z jego rodzicami. Więc cały dzień oglądałam tv, wysyłałam CV przez internet i spałam, żeby nie czuć głodu. To był koszmar. Wcześniej próbowałam, żeby było normalnie. Zrobiłam dla wszystkich obiad, a teść nawet tego nie tkną, a teściowa zawsze była po swoim obiedzie i mój Ł zawsze ją namawiał na chociaż odrobinę...
Po dwóch miesiącach wróciłam do swojego rodzinnego miasta i zaczęłam zarabiać u swoich rodziców na plantacji, potem przyszedł wrzesie, obroniłam się i i zdecydowałam, że idę na studia dzienne magisterkie usupełniające. Mieszkaliśmy z mężem oddzielnie... po ślubie mieszkaliśmy tylko 2 miesiące razem:-( Ale wiedziałam że muszę coś z tym zrobić. Gdybym znalazła pracę to pewnie bym nie kontynuowała dalej studiów, albo bym poszła na zaoczne... mijał pierwszy semestr a mój mąż nawet nie szukał pracy w Lublinie... Widzieliśmy się tylko w weekendy... tak jak było przed ślubem:-( Było mi tak strasznie źle, że on nawet nie stara się być ze mną, nawet nie próbuje... więc zdecydowałam, że wyjadę za granicę na drugi semestr studiów.. Utrzymywali mnie rodzice, on praktycznie wogóle nie dawała mi pieniędzy a mi było tak głupio przed moimi rodzicami.. więc dlatego te studia zagranicą, bo tam miałam stypendium i byłam na swoim utrzymaniu. Będąc tam postawiłam sprawę na ostrzu noża. Powiedziałam mu, że jeżeli ja wrócę z Czech a on nie znajdzie pracy w Lublinie, to bierzemy rozwód, bo ja mam tego dosyć. Było mi ciężko ale wierzcie mi, że ja już tak dłużej nie mogłam... I wyobraźcie sobie, że mój Ł. przyjechał tam do mnie o 6 rano, a ja nic nie wiedziałam i powiedział, że znalazł pracę w Lublinie. Więc ja stanęłam na głowie i pozdawałam egzaminy jak najszybciej się dało, żeby zaczął nową pracę i zamieszkał u mnie razem ze mną:-) No ale nie jest między nami różowo... tak naprawdę straciliśmy pierwszy rok małżeństwa, odzunęliśmy się od siebie... i jego rodzice też nad tym pracowali.. najeżdżali na mnie, że jestem beznadziejną żoną, że kogo on sobie wziął za żone itd.. itp.. wzięłam go na piwo po przyjeździe i mi się po pijaku wygadał..
No a ty
czarnuszko masz dziecko, a drugie w drodze... to jest napewno jeszcze dwa razy bardziej cięższa sytuacja dla ciebie. Ale trzymam za Ciebie kciuki.. za WAS
i ze swojego doświadczenia teraz, kiedy jestem w ciąży, kiedy różnie się układa z moim mężem, wiem, że tylko spokojna rozmowa pomaga nam dojśc do porozumienia. Krzyki, szantaże nie pomagają..... a pogarszają i oddalają nas od siebie.. Tylko, że to trzeba mieć masę cierpliwości i nerwy ze stali... a mi tego brakuje bardzo często..
Znowu wypracowanie mi wyszło... sorki dziewczyny