Wywoływali 13 dni po przeliczonym terminie. Najpierw miałam rodzić 26.04 - to był mój termin z OM, poszłam do szpitala tydzień później 02.05. Trochę marudzili przy przyjęciu, ale miałam skierowanie więc przyjęli. To był weekend majowy więc dopiero 05.05 ktoś się mną zainteresował. Pani doktor wzięła wszystkie moje dokumenty, stwierdziła, że termin miałam dopiero 02.05, więc niepotrzebnie tu jestem, odesłała mnie na kilka dni do domu. Po kilku dniach wróciłam i czekałam....15.05 założyli mi cewnik foleya, ale nic to nie dało poza bólem i 16.05 rano zjechałam na porodówkę, podłączyli mi oksytocyne, nadal nic się nie działo więc lekarz przebił mi pęcherz płodowy...no w końcu zaczęłam rodzić....
Jak byłam na tej wizycie i powiedziałam ginekologowi, że mnie odesłali na kilka dni do domu, to złapał się za głowę. Mówił, ze chociażby ze względu na rozmiar dziecka i starzejące się łożysko (co tez Pani doktor w szpitalu widziała na USG - miałam to na wypisie) mogło dojść nawet do śmierci dziecka.
No ale skąd miałam wiedzieć? Zaufałam, że lekarze z porodówki, która co rok jest na I lub II miejscu w Poznaniu, wiedzą co robią...