Cześć Dziewczyny!
Nie znacie mnie, bo nie odważyłam się nic napisać wcześniej, ale od samego początku czytałam forum i przeżywałam swoją ciążę razem z Wami. Termin miałam na listopad, syn jednak urodził się miesiąc przed terminem.
Może trochę za późno, jednak chcę się z Wami czymś podzielić.
Synek był wcześniakiem, jednak urodził się w znakomitej formie - waga jak u donoszonego dziecka, od początku miałam problemy z karmieniem, już w szpitalu, mówiłam, że z dzieckiem jest coś nie tak, na co cały czas słyszałam, że to ja nie potrafię go karmić itp., mały spadał z wagi zamiast tyć, dokarmiałam go mm (wcześniej w ogóle nie brałam tego pod uwagę) i to nie przybierał na wadze. Po trzech miesiącach nie dobił jeszcze do wagi urodzeniowej, więc można sobie wyobrazić co się u mnie działo. Puszka mm starczała mi na 3 dni przy dokarmianiu piersią. Chodziłam od lekarza do lekarza, wszyscy mówili jedno, albo, że dzieci tak mają, albo, że wszystko przeze mnie, bo "gdyby pani karmiła piersią"... Podejrzewaliśmy nietolerancję pokarmową, testowaliśmy różne mleka, w końcu znaleźliśmy takie, po którym syn zaczął troszeczkę przybierać i wydawało nam się, że trochę lepiej też się czuje. Potem zrobiliśmy prywatnie badania i okazało się, że synek jest bardzo poważnie chory. Na szczęście już wiedzieliśmy do jakich lekarzy się udać i dzięki szybko postawionej diagnozie i wdrożonym lekom jego stan zaczął się bardzo poprawiać. Mój synek miał 6 tygodni jak musiał zacząć jeść jabłuszko, bo przyjmuje lek, który musi być podawany w kwaśnym środowisku, przez wszystkie moje przeżycia straciłam pokarm i choć po zastosowanych lekach mogłabym karmić synka wyłącznie piersią, jednak na to było trochę za późno... Wszyscy patrzyli na nas rodziców, jak na jakichś "rozumnych inaczej" gdy tak małemu dziecku podawaliśmy jabłuszko na łyżeczce a potem wyrodna matka karmiła je mlekiem w proszku.
U mnie sytuacja była wymuszona przez okoliczności, ale wiem jak czują się mamy, które robią coś nie "tak jak powinny" według opinii innych. Nauczyło mnie to jednego. Ufać sobie a jeśli szukać rady to u naprawdę mądrych osób. Leczymy się u specjalistów, to oni nadają kierunek naszym działaniom związanym z dzieckiem, jednak wiele rzeczy robimy sami "na wyczucie". Po prostu obserwuję swoje dziecko i wiem, co mogę, co nie. Niestety nawet nasz pediatra daje nam rady, na które jedynie kiwamy głowami i tyle. Moje dziecko, nie chciało wcale jeść papek. Chyba, że owocowe. Dlatego prawie od samego początku rozszerzania diety dostaje obiadki w formie "roztartej widelcem". Jedzonko, które ma grudki jest dla niego super. wszystkiego spróbuje, zwłaszcza jak widzi, że my też jemy. Ciągle spotykamy się z krytyką i "dobrymi radami" już na nie nie zwracam uwagi. Teraz wiem, że to wszystko jest mało ważne. Czasami przejmujemy się rzeczami, które tak naprawdę są nieistotne ale dostrzegamy to dopiero wtedy gdy spotyka nas coś, czego się nie spodziewaliśmy. Kochajcie swoje dzieci, cieszcie się każdą chwilką spędzoną razem.
Ja obecnie czekam na drugie dzieciątko. Niektórzy mówią o nas już teraz "rodzina patologiczna" inni dają nam rady, co i jak zorganizować przy dwójce małych dzieci - a ja już wiem, że i tak wszystko będę musiała wypraktykować sama, bo to, co sprawdziło się u innych niekoniecznie zadziała u mnie. Choć dzieci są podobne, to jednak każde jest inne.
Mam dwie koleżanki - jedna ma synka tydzień starszego od mojego, druga tydzień młodszego - w zasadzie ten sam wiek a jacyż oni są różni! Czy porównujemy swoje dzieci? A i owszem. Np - jeden ma 8 zębów, drugi ma 2 a trzeci żadnego. I wcale nie uważamy, że matka "ośmiozębnego" uważa swoje dziecko za lepsze - choć on zawsze wszystko robi wcześniej od naszych
Po prostu jest dumna i szczęśliwa, i dzieli się z nami swoją radością a my czekamy, aż nas spotka to samo.
Szkoda życia na niepotrzebne spięcia. Dziś to wiem. Szkoda tylko, że aby to zrozumieć tak do końca musiałam się dowiedzieć, że nie wiadomo czy moje dziecko dożyje 25 lat.
Kochajcie swoje dzieciaczki i słuchajcie swojego serca.