No to ja Wam opiszę mój poród, który z resztą uważam, za łatwy i szybki. Nie powiem, że nie bolało, bo bolało. Może to takie banalne, wszystkie tak mowią, ale to prawda, że jak położą dziecko na piersi, to wszystko się zapomina i to, że maleństwo już jest, jest najważniejsze.
No więc dzień przed porodem, we wtorek czułam lekkie pobolewania w dole pleców. Obudziłam się w środę rano z bólem brzucha jak na okres, może ciut bardziej. Poszłam sobie jeszcze z mamą na zakupy, ok 11 mialam skurcze co 20 min, ale nie były one jakoś bardzo dokuczliwe. Ok 13 bóle były już co 15 min, wtedy dopiero powiedziałam mamie, że chyba pojadę rodzić. Zadzwoniłam po męża, żeby wracał z pracy do domu, bo jedziemy rodzić. Jeszcze w międzyczasie ugotowałam obiad, zjedliśmy i ok 15 pojechaliśmy do szpitala. Jak mnie przyjmowali, miałam skurcze co 5-7 min. Wzięli mnie na oddział, męża wysłali do domu, powiedzieli, że jeszcze czas. W między czasie zrobili mi KTG, po obchodzi ok 20 zostałam zbadana, rozwarcie 4,5 cm, skurcze co 2-3 min. Poszłam na porodówkę, zadzwoniłam po męża, skurcze były, ale w cale nie mocne. Śmiałam się do mężą, że jeśli tak boli ten STRASZNY poród, to ja mogę rodzić i rodzić. Ok 22.40 położna zbadała mnie i wtedy pękł mi pęcherz. No i się zaczęło, wtedy faktycznie bolało. Rozwarcie zaczęło iść i o godz 1.15 urodzil się Antoś. W sumie to szybko poszło i tak jak mówię, nie było aż tak żle, jak niektóre mamusie straszą. Uczucie jest Faktycznie dziwne, ja czułam, jakby chciało mi się kupę.
Przez cała ciążę starałam się unikać tematu porodu właśnie za względu na te straszne historie, jakie opowiadają niektóre mamy, nie oglądałam w necie filmów z porodu. Podchodziłam do tego na luzie, wyszłam z założenia, że i tak muszę urodzić i ani te filmy, ani te opowieści mi nie pomogą. Więc, kochane pierworódki, nie ma co się stresować zawczasu, wszystko trzeba przeżyć...
;-)