A ja po cc krawiłam raptem parę dni i nawet wtedy nie byłyby mi potrzebne te wielkie podpachy co to je większość kobiet kupuje no ale skoro kupiłam to używałam w szpitalu. Razem z tymi jednorazowymi gatkami co potem do śmieci się wyrzuca. Potem dłuuuugo jeszcze plamiłam, to fakt ale do tego wystarczające były zwykłe podpaski i wkładki. To krwawienie to sprawa indywidualna dość, bo ze mną na sali leżała kobieta co ją wręcz zalewało i ligninę miała bo podpaski to jej na chwile wystarczały ale to trwało raptem może dobę. Różnie to bywa. Swoją drogą zawsze śmieję się że kobieta po porodzie to jak gejzer - z każdej strony coś leci
Ja się okropnie pociłam przez jakieś 2-3 dni, do tego krwawienie i mleko.
A co do rzeczy zakupowych to ja nie wiem czy będę cokolwiek kupować jak okaże się że to córka bo mam chyba wszystko. Poza rzeczami oczywistymi jak kosmetyki, pampersy itd. I wózek - wyobraźcie sobie, że mieliśmy genialny czerwony, polski wózek który dla nas miał wszystko co trzeba, i po powodzi majowej kiedy stał u znajomego na trawniku po myciu ktoś go rąbnął! Jaki tupet żeby okraść powodzianina i dziecko jakieś poniekąd! Nie twierdzę że bym go używała jak był zalany przez powódź ale tupet złodzieja mnie wręcz pozbawił tchu.
Co u nas było hitem?
sudocrem - wygodny i dobry
do kąpieli oilatum - emulsje. Uznałam że przed porodem nie będę kupować niczego w obawie przed alergią i kupię to co używają w szpitalu jeśli mała nie będzie mieć alergii. U nas była w szpitalu właśnie seria oilatum i pomimo ceny sprawdzało się. po kilku tygodniach próbowałam już czegoś innego ale wtedy skóra malucha też już była inna. Napewno z tej firmy świetny był krem na problemy skórne z którymi sudocrem rady nie dawał.
chusteczki dzidziuś - tanie i dużo. Najpierw były nivea - mięciutkie, pachnące, odpowiednio wilgotne, super po prostu, aż do czasu kiedy moja córa zaczęła mieć nawracającą grzybicę na pupci. Zmiana chusteczek zakończyła ten problem - dziwne nie?
bodziaki, rampersy, pajace - wszystko co miało rzepy albo zatrzaski w kroku, kolo głowy
huśtawka fisher price
Bez niej to nie wyobrażam sobie życia, wytchnienie dla rąk, zajęcie dla malucha, gra, buja i nawet nasza fizjoterapeutka ją zaakceptowała jako mało szkodliwą dla malucha
poźniej świetna była żyrafa do wstawania
pchaczek do nauki chodzenia
i krzesełko do kąpieli dla siedzącego malucha - długo się sprawdzało u nas bo w dużej wannie to strach malucha kąpać a w takim krzesełku dziecko jest bezpieczne bo się nie przewróci więc opiekun sobie grzecznie siedzi i się bawi z dzieckiem (albo łazienkę sprzątnie
) i taka frajda trwa ile dusza zapragnie.
łóżeczko turystyczne do podróżowania
fotelik, fotelik, fotelik! Samochodowy oczywiście
Acha! bidon! zamiast niekapków i butelek. Butelki odstawiliśmy dość szybko bo w sumie zanim rok dziecko skończyło a picie z bidonu szło jej rewelacyjnie
małe lampki diodowe na noc na początek bo człowiek budził się po kilka razy i patrzył czy dziecko oddycha
A z rzeczy kompletnie dla nas nieprzydatnych
szczotka z mięciutkiego włosia bo córka miała od razu mnóstwo włosów więc ani jej ona nic nie rozczesała ani łusek nie wyczesała - lepsza była z twardszym syntetycznym włosiem
gruszka do nosa - tylko krzyk bez sensu, lepsza była sól morska i oklepywanie po pleckach z głową w dół bo gile same wypływały a i lekarka mówiła że to lepsze niż pchać dziecku coś do nosa.
czapeczki "domowe" cieniutkie - phi. Ani to było praktyczne ani potrzebne, bo w domu w czerwcu dziecko czapki nie potrzebowało a na spacer też się nie sprawdzały bo uszy wyłaziły.
foczka do kąpieli - w wanience się nie mieściła i dziecko w niej leżało bez wody bo jakoś tak była wyprofilowana durnowato że musiałabym tej wody z pół metra nalać
śpioszki, spodenki bez stópek, bluzeczki, kaftaniki - wszystko to do bani dla leżącego malucha bo się podnosi, wyłazi. Chyba że na spacer jako wierzchnia odzież do ozdoby.
grube koce - nigdy do niczego. Może na podłogę dla takiego malucha co jeszcze leży ale mata lepsza bo chociaż ma zabawki. Do wózka beznadzieja chyba że na mrozy po 20 stopni. W lecie do przykrycia była pieluszka flanelowa kolorowa, potem kocyk cieniutki polarkowy. Moja córka urodziła się w czerwcu więc na ten najdelikatniejszy czas dla malucha załapała się na upały więc naszym problemem nie było że dziecku zimno tylko kiedy wyjść żeby jej nie ugotować
a w zimie miała pół roku i już leżeć na spacerach nie koniecznie chciała więc trzeba było inwestować w porządny kombinezon a nie w koce.
baldachim - potrzebny jedynie do zdjęć
i najgorsze PLUSZAKI brrrrrr! Wszystkim się wydaje ze to taki super prezent.