Noooo... Bo chciałam zamknąć "produkcję", ale wyszło inaczej... Nadal mam mnóstwo obaw, wątpliwości, wiem, że czeka nas sporo zmian...
Mój mąż przy Stefku przez pół ciąży chodził jak struty (mimo, że wydawało mi się, że też chce kolejnego dzidziulka, a przynajmniej był świadomy że ten dzidziulek może się pojawić), a teraz stwierdził, że "no cóż, musimy to przeżyć...jakoś..." I wydaje się, że przeszedł z tą informacją do porządku dziennego, a ja przez kilka dni nie mogłam się pozbierać... No cóż, wygląda na to, że musimy to przeżyć... jakoś....