Dziś termin z USG, za dwa dni z OM.
A ja naprawdę mam wrażenie, że do Bożego Narodzenia nic z tego nie będzie. ;D
Albo nie tym otworem, bo dziewczę robi takie akcje w moim brzuchu, że najbliżej jej do pępka.
Wczoraj przez dobre cztery godziny ćwiczyła wszystkie formy tańca współczesnego. Albo ma wszystko w pompie i milczy, jak zaklęta, albo udaje kurczaka i próbuje przebić skorupkę.
Poza tym czeka chyba na najgorszy moment roku szkolnego, bo w nadchodzącym tygodniu jej brat ma tyle sprawdzianów i wszystkiego innego, że ciągle się głowimy, jak to rozwiązać. Mam nadzieję, że nauczyciele będą tolerancyjni i w razie wu pozwolą mu zaliczać wszystko tydzień później. Oceny są niby do 9 czerwca..
Szuflada ciuchów na 50cm powinna już się szykować do wyprzedaży, nieprawdaż?
Poza tym, z coraz wyraźniej mijającym terminem, nabieram coraz więcej odwagi i jednocześnie wyskakuję z domu na coraz dłuższe i dalsze wycieczki. Tramwajami. Autobusami. I nogami. Jak mnie gdzieś w końcu strzeli, to będę w ciemnym lesie. [emoji23]
Natomiast, jak tak Was czytam, to dochodzę do wniosku, że moja strefa komfortu jest na genialnym poziomie, bo ani nie mam pogryzionych sutków, ani nie spoczywam w szpitalu, jem co chcę, nic ze mnie nie leci, nie boli (no, bolą pierdoły, jakie znacie) i przede mną już tylko gruby hardcore.
Przecieracie szlaki moich lęków i skrajnego nieprzygotowania.
Wysłane z iPhone za pomocą Forum BabyBoom