Poród trwał 6h.
Dzień wcześniej (w niedziele, 30.04.) chodziłam 11h z balonikiem na rozwarcie (co dało +1,5 cm, do moich 2cm, z ktorymi przyjechalam, więc szału nie było...).
W poniedzialek rano na trakt porodowy, przebili mi worek owodniowy by uwolnić wody plodowe, co spowodowało rozpoczecie akcji.
Najpierw skurcze z brzucha (trwały kolo 5h) zwiekszajac swoja częstotliwość i intensywność. W miedzy czasie zazyczylam sobie gaz. Pomógł lagodzic ból.
Po ponad 5h czynnosci malego zaczely spadac, wiec podali oxy i po 15min Adrian był już z nami
Ot cała historia ze szczęśliwym zakończeniem
Jak dobrze pójdzie (czekamy na wszystkie wyniki) to jutro do domu, bo u Nas trzymają 2 doby i wyganiaja
Ja po porodzie i po tym gazie nie mogłam wstać z łóżka, myslalam ze zemdleje, ale na zmianie była ogarnieta pielęgniarka i po 3 kroplowkach byłam na nogach.
W między czasie tata przebieral i zmieniał pieluszki - się chłopak wykazał
Teraz minęła doba i czujemy się dobrze. Mały cyca ciągnie że aż miło, sporo też śpi.
Ja staram się nie panikowac gdy on tylko zakwili... Ale to Nasze pierwsze, więc jakieś usprawiedliwienie mam
Poród może do najlzejszych nie należał, ale było znosnie. A jego pierwszy płacz... no cóż... oboje z mężem plakalismy wraz z nim