Ja się w ogóle nie motywuję, ja się już poddałam. Pracuję bo mam kredyt.
Przeszłam ze skrajności w skrajność. Byłam pracoholikiem zawsze z zaległym urlopem i zawsze miałam po 50 dni. Chora byłam w ciągu roku 7 razy i dopiero za 7. poszłam na L4 i jeszcze pretensja szefowej , że przedłużył mi lekarz na drugi tydzień - tak mnie rozłożyło. Jak miałam odebrać parę godzin i wyszłam wcześniej, to się czułam jakbym zwiała. Wtedy powiedziałam sobie dość, że to jest chore.
Teraz nienawidzę swojej pracy, jak zajdę w ciążę, to postaram się iść na swoje. Jak się nie uda to będę musiała w końcu podjąć męską decyzję.