odkąd kiedyś mole mi się zaległy w szafce cargo i musiałam wywalić pokaźne (jak jeszcze mieszkałam sama kupowałam wszystko „na zaś”) zapasy kasz, makaronów, mąk itp. akurat jak się zaczął covid i w sklepach puste półki były
to teraz w kuchni wszystko trzymam w opisanych pojemnikach i bardzo mi to odpowiada, dorzucam foto szuflady z przyprawami (tez była robiona pod wymiar słoiczków), pozostałe produkty mam w większych pojemnikach. Pozwala mi się to też opanować z kupowaniem wszystkiego, co może kiedyś będzie zjedzone
bo muszę czekać na wolny pojemnik zanim kupię jakąś głupotkę
sprzątanie kuchni jest łatwe bo zlew i płyta indukcyjna są zlicowane z blatem oraz obowiązuje zakaz zostawiania czegokolwiek na wierzchu/blacie. Stać może tylko ekspres do kawy (zawsze podstawiam miseczkę żeby mi nie kapało do ociekacza bo miseczkę łatwiej umyć codziennie niż ociekacz) oraz miska z owocami. Nawet czajnik chowamy do szafki jak nie jest używany
mam kuchnię otwartą na pokój i inaczej jestem nieszczęśliwa, na szczęście Stary ma tak samo. Jedynie zawsze rozwala swoje suple na blacie ale na to mu przymykam oko bo przynajmniej mogę łatwo kontrolować czy przyjmuje odpowiednie dawki
Zakupy - większe zawsze robi Stary z przygotowaną wspólnie listą, po mniejsze chętnie chodzę sama w tygodniu lub razem, żeby wyrobić dzienny limit kroków - około 5000 tysięcy w dwie strony wychodzi więc lubię się przejść.
Stary też gotuje, czeka z obiadem (on zdalnie pracuje głównie, ja z biura) i szykuje mi posiłki do roboty. W weekendy najczęściej wyjeżdżamy, a jak jesteśmy to jemy na mieście/zamawiamy.
Dania na szybko- uwielbiam makaron z bazyliowym pesto, w sezonie hoduję własną bazylię to zawsze mam. Tak samo zawsze mam oliwę, orzechy, parmezan i czosnek
ewentualnie warzywa na patalenię plus mięsko z nogi z kurczaka, doprawione bardziej orientalnie i szybkie danie gotowe. Stary często też gotuje i mrozi bulion, na którym szybko można zrobić zupę lub leczo, do którego potem sobie tylko ogarnia jakieś mięsko a ja lubię samo warzywne.
Rodzina mojego męża ma zupełnie inną kulturę spożywania posiłków niż była u mnie. U nich zawsze pięknie nakryty stół, krochmalony obrus i serwetki, dwa dania z deserem itp. U mnie się rzucało garść widelców na środek i każdy sobie sam brał
w tygodniu na obiad zawsze była tylko zupa, a mięcho w niedzielę. Teraz mamy względny kompromis. Wystarczy jedno danie i bez obrusa ale do stołu zawsze siadamy razem, eliminujemy rozpraszacze i patrzymy sobie w oczy