lepidoptera
Fanka BB :)
Witajcie kobietki,
jak widzę, że jesteście, to od razu chce mi się coś napisać :-)
Maju - współczuję Wam, może rzeczywiście do laryngologa musiałabyś zabrać Polkę... współczuję tez użerania się z naszą "służbą" zdrowia
poziomki - jeszcze trochę i będzie wysyp poziomek, więc spokojnie, już niebawem
ypra, jolek - ja jak slomiany zapał - tylko raz spróbowałam ćwiczeń z Mel, ale za to od tygodnia ruszyłam tyłek i jeżdżę do pracy rowerkiem.
U nas też są różne zachowania u Zosi, niekoniecznie przez nas pożądane...
ostatnio stwierdziłam, że nic a nic mnie nie slucha - mówię do niej i jak grochem o ścianę i tak robi swoje (!)
mamy tez inny problem i już jestem bezradna, co robić...
Zosia już od jakiegoś czasu ładnie wołała do ubikacji, pieluchę miała tylko do spania, nie było nawet żadnych wpadek. Po weekendzie u rodziny M (nic tam się nie działo, bardzo jej się podobało itp.) wszystko się poknociło w tej materii. W drodze powrotnej miała pieluszkę, bo nie było gdzie się zatrzymać - kazałam jej się w nią wysiusiać. Od poniedziałku leje w majtki, a ostatnie dni nawet zrobiła w nie kupę (!) no masakra, bo takich akcji ne było nawet, gdy się uczyła! Nic nie woła, a jak ją chcemy wysadzić, to jest wielki bunt. Nie sądzę, żeby to jednorazowe założenie pieluchy zrobiło tyle spustoszenia. Mogła też się naziębić, ale to by popuszczała, a nie takie akcje... nie wiem, jaka jest przyczyna, bo nic się nie wydarzyło (chyba że niania na nią krzyczała, ale tego się nei dowiem...). jestem bezradna, bo przeciez nie zacznę jej zakładać pieluszek...
zobacze jak dziś sie będzie zachowywać, bo wczoraj widziała, że byłam smutna i nawet z tej bezsilności się popłakałam...
no, ale mamy też miłe akcenty. np. M był ostatnio dumny z córci, bo w sklepie prosiła go"tatuś, misia" i tak w kółko powtarzała, więc jej odpowiedział, żeby sobie przyniosła. a ona poszła po lubisia, podała mu i powiedziała głośno "dzięki, tata!" wywołując tym śmiech całego otoczenia
a wczoraj w fontannie na rynku był szał ciał - moja córa wcale nie ma instynktu samozachowawczego jeśli chodzi o wodę. jako że miałam ciuszki na przebranie, to pozwoliłam jej na to szaleństwo - fontanna chwilami była wyższa od niej, ale nic ją to nie zrażało, cała w tym atrakcja (kilka fotek w odp. wątku)
Ale już wiem, że nad jezioro z nią nie pojadę, bo jest nie do upilnowania - nie bawi się na brzegu, tylko gna przed siebie...
jak widzę, że jesteście, to od razu chce mi się coś napisać :-)
Maju - współczuję Wam, może rzeczywiście do laryngologa musiałabyś zabrać Polkę... współczuję tez użerania się z naszą "służbą" zdrowia
poziomki - jeszcze trochę i będzie wysyp poziomek, więc spokojnie, już niebawem
ypra, jolek - ja jak slomiany zapał - tylko raz spróbowałam ćwiczeń z Mel, ale za to od tygodnia ruszyłam tyłek i jeżdżę do pracy rowerkiem.
U nas też są różne zachowania u Zosi, niekoniecznie przez nas pożądane...
ostatnio stwierdziłam, że nic a nic mnie nie slucha - mówię do niej i jak grochem o ścianę i tak robi swoje (!)
mamy tez inny problem i już jestem bezradna, co robić...
Zosia już od jakiegoś czasu ładnie wołała do ubikacji, pieluchę miała tylko do spania, nie było nawet żadnych wpadek. Po weekendzie u rodziny M (nic tam się nie działo, bardzo jej się podobało itp.) wszystko się poknociło w tej materii. W drodze powrotnej miała pieluszkę, bo nie było gdzie się zatrzymać - kazałam jej się w nią wysiusiać. Od poniedziałku leje w majtki, a ostatnie dni nawet zrobiła w nie kupę (!) no masakra, bo takich akcji ne było nawet, gdy się uczyła! Nic nie woła, a jak ją chcemy wysadzić, to jest wielki bunt. Nie sądzę, żeby to jednorazowe założenie pieluchy zrobiło tyle spustoszenia. Mogła też się naziębić, ale to by popuszczała, a nie takie akcje... nie wiem, jaka jest przyczyna, bo nic się nie wydarzyło (chyba że niania na nią krzyczała, ale tego się nei dowiem...). jestem bezradna, bo przeciez nie zacznę jej zakładać pieluszek...
zobacze jak dziś sie będzie zachowywać, bo wczoraj widziała, że byłam smutna i nawet z tej bezsilności się popłakałam...
no, ale mamy też miłe akcenty. np. M był ostatnio dumny z córci, bo w sklepie prosiła go"tatuś, misia" i tak w kółko powtarzała, więc jej odpowiedział, żeby sobie przyniosła. a ona poszła po lubisia, podała mu i powiedziała głośno "dzięki, tata!" wywołując tym śmiech całego otoczenia
a wczoraj w fontannie na rynku był szał ciał - moja córa wcale nie ma instynktu samozachowawczego jeśli chodzi o wodę. jako że miałam ciuszki na przebranie, to pozwoliłam jej na to szaleństwo - fontanna chwilami była wyższa od niej, ale nic ją to nie zrażało, cała w tym atrakcja (kilka fotek w odp. wątku)
Ale już wiem, że nad jezioro z nią nie pojadę, bo jest nie do upilnowania - nie bawi się na brzegu, tylko gna przed siebie...