Czesc Dziewuszki!
Nie chce sie wymadrzac, tylko Wam pisalam zebyscie nie nastawialy sie, ze to bedzie fantastyczne przezycie, wlasnie, ze orgazm przezyjecie i ze wszystko pojdzie w/g planu. Porod to porod trzeba go po prostu przezyc.
No dobra rozpisze sie troche, w koncu w domu siedze.
W Stanach lekarze sa pozywani na lewo i prawo i ludzie wygrywaja naprawde duze pieniadze i wydaje mi sie, ze dlatego staraja sie chronic swoj tylek i moze dlatego moj pierwszy porod wygladal jak wygladal.
Od 7 miesiaca mialam juz rozwarcie na 2 cm ale nic sie nie dzialo. Pierwsze usg wykazalo, ze moja data porodu bedzie 4 lipca, pozniejsze pokazalo 26 czerwca ale jak juz kiedys pisalam dzieci sie rozwijaja tak samo do 3 miesiaca a pozniej uderza genetyka. Dlatego sie bierze te usg z 8 tygodnia pod uwage przy dacie porodu.
No i tydzien przed porodem moj lekarz (mlody, ktorego bylam 5 pacjentka dopiero) do mnie, ze mam jechac na porodowke. Ani mi sie smialo, przyszlam na nastepna wizyte 2 lipca a on do mnie, ze jestem tydzien po dacie i ze mam jechac rodzic (pozniej sie okazalo, ze mial gosci na 4 lipca). Dal mi skierowanie, dalej go olalam i 3 lipca zadzwonil do mojego M i powiedzial, ze jak mnie na porodowke nie przywiezie to wysle karetke po mnie. No to M wrocil z pracy, wykapalam sie jeszcze, ogolilam, zjedlismy obiad, pomylam naczynia, no i w koncu pojechalismy na ta porodowke.
Mialam najwieksza bladz na swiecie filipinska polozna, polozyli mnie do lozka, podlaczyli pod milion trzysta sprzetow i tak se lezalam. Bladz tylko przychodzila i podkrecala mi oksytocyne po czym przylazla w pewnym momencie i zalozyla mi cewnik bo NIE WSTAJE DO LAZIENKI. A do k..y nedzy powiedziala mi, ze moge wstac? Przy tym porodzie bylam kompletnie zileona, niby mialam plan porodowy ale nie wiedzialam co sie dzieje, co moge, czego nie i dalam im sie tak prowadzic jak ciele na sciecie normalnie.
Przywiozlam ze soba tez 2 walizki pelne poduszek, olejkow do masazu, muzyki, plyt.... taaa nawet tego nie rozpakowalam.
Kolo polnocy moje bole byly juz naprawde nie do zniesienia i zawolalam znieczulenie. Ale, ze bylo duzo porodow to gostek przyszedl dopiero po godzinie. Przez ta godzine myslalam, ze umre. Mialam zawsze bolesne miesiaczki, az po scianach chodzilam ale to byl tak porworny bol. Jesli mialabym w tym momencie rodzic to nie wyobrazam sobie nawet jakbym miala sie skupic na tym co ktokolwiek do mnie mowil.
Jak juz nareszcie dostalam znieczulenie to w sumie byly nudy, M spal, ja ogladalam tv i tak przez nastepne 4h. W koncu zaczelam rodzic i tak sobie rodzilam 45 minut bo moj lekarz chcial chronic krocze wlasnie. Za sciana babka rodzila blizniaczki i mnie ta bladz jeszcze postraszyla, ze jak nie wypre to przyniosa ten odkurzacz do wyciagania dzieci a ja widzialam zdjecia co to robi z glowka. No i z tego wszystkiego im zemdlalam. Dali mi tlen, ocucili i wreszcie sie jelop domyslil zeby mnie naciac i Kevinek wyszedl przy pierwszym parciu. 4,5 kg.
Pozniej mi go zabrali, 2 h po porodzie szlam przez bardzo dluuugi korytarz w poszukiwaniu mojego syna, w jednej rece trzymalam koszule zeby mi d..y nie bylo widac, w drugiej kroplowke. Minelam 3 stacje pielegniarek, zadna sie nie zainteresowala co ja robie. W koncu przy stacji noworodkow jedna sie przestraszyla i mnie zawiozla na wozku do sali, pozniej mi zmienili sale na poporodowa. Kevinka w koncu dostalam po 5h, nakarmionego butelka i ze smoczkiem w buzi (mialam plan porodowy gdzie na czerwono zaznaczylam zeby go nie karmili i nie dawali smoczka). Do tego szmaty mu zdjely rekawiczki i mial tak podrapana buzie i byl tak spuchniety od placzu, ze go poznalam jedynie po dlugich rzesach. Ogolnie podsumowujac ten porod: rzeznia.
Przy drugim porodzie rodzilam juz w lepszym szpitalu (pojedyncze sale z lazienka to standard w Stanach, w koncu sie placi $1,000 za samo lozko za dobe ale w tym nawet sztuczny kominek mialam) i z innym, starszym lekarzem.
Lekarz sie okazal do d..y, przed samym porodem przestalam do niego chodzic. Tydzien przed terminem chcial sie upewnic, ze urodze niedlugo i mi bez mojej zgody zrobil masaz szyjki. Na jego szczescie ominelam tylko jedna wizyte i sama zaczelam rodzic w 39 tygodniu. Mialam zamiar rodzic w domu nawet ale M powiedzial, ze nie przetnie pepowiny, poza tym balam sie troche tego bolu i w koncu trafilam do szpitala. Tym razem mialam boska polozna, chcialam rodzic jak najbardziej naturalnie wiec nie mialam z marszu ani kroplowki, ani oksytocyny, ani nic. Zbadala tylko tentno plodu i dala mi wolne. Takze tym razem sobie siedzialam z M, lazilam, co pol godziny polozna przychodzila i sprawdzala czy wszystko jest w porzadku.
Tym razem dosyc szybko dostalam porzadnych boli, plus krzyzowe i same mi wody odeszly. Wtedy to juz o matko boska! Lekarz wiedzal, ze chce rodzic naturalnie wiec zaproponowal na poczatek cos slabszego i dostalam zastrzyk w tylek i drugi w kroplowke. Ale po nim czulam sie tylko jak niezle narabana, zasnelam na godzinke i obudzialm sie z jeszcze wiekszym bolem. Jak krzyknelam, ze chce epidural to nawet juz do lekarza nie dzwonili tylko OD RAZU przybiegl moj aniol i mnie znieczulil. A pozniej juz zaczelam rodzic, Karen wyszla dosyc sprawnie (no "tylko" 3,5kg miala), od razu jak przyjechalam im powiedzialam, ze nie zycze sobi zeby mi dziecko na 1cm za pokoj wyniesli (no wogole ze mna mieli twardy orzech do zgryzienia bo tym razem sie o wszystko stawialam i pytalam czy na pewno musze) ale oni i tak mieli taka praktyke, ze sie wszystko odbywalo na mojej sali. Nawet sie pielegniarka spytala M czy chce mala umyc bo sie patrzal jak zaczarowany (strasznie chcial coreczke).
Ten porod w sumie wspominam dobrze, ale nie bylo fajerwerkow. Przezylam go.
Sorki jesli kogos zanudzilam. Moje porody nie byly smieszne, ani tragiczne. Po prostu porody.
Acha jeszcze mi sie przypomnialo, ze warto (jesli mozna) sie zarejstrowac w szpitalu wczesniej bo wtedy jak sie przyjedzie to do razu na gore biora, nie trzeba wypelniac miliona papierkow.
Teraz porodu sie absolutnie nie boje, jak najbardziej zawolam zzo jak tylko nie bede dawac rady. W nastepna sobote idziemy zwiedzac porodowke to zobacze jakie maja praktyki.
Ale to co widzialam jak lezalam tam chwile podpieta do ktg to wszedzie byly broszurki, ze naciskaja na rodzine itp. Np. od 12 do 14 jest "czas rodzinny" i nie ma wizytacji tylko mamusia z tatusiem maja cichy czas z dzidzia. No i pielegniarki byly tak przemile, zobaczymy na jaka trafie ale to co widzialam do tej pory to az milo.
Ok to sie wypisalam, pudla sie same nie rozpakuja.
A u nas tez bialo dzisiaj, nienawidze zimy ale jest tak pieknie!
Nie chce sie wymadrzac, tylko Wam pisalam zebyscie nie nastawialy sie, ze to bedzie fantastyczne przezycie, wlasnie, ze orgazm przezyjecie i ze wszystko pojdzie w/g planu. Porod to porod trzeba go po prostu przezyc.
No dobra rozpisze sie troche, w koncu w domu siedze.
W Stanach lekarze sa pozywani na lewo i prawo i ludzie wygrywaja naprawde duze pieniadze i wydaje mi sie, ze dlatego staraja sie chronic swoj tylek i moze dlatego moj pierwszy porod wygladal jak wygladal.
Od 7 miesiaca mialam juz rozwarcie na 2 cm ale nic sie nie dzialo. Pierwsze usg wykazalo, ze moja data porodu bedzie 4 lipca, pozniejsze pokazalo 26 czerwca ale jak juz kiedys pisalam dzieci sie rozwijaja tak samo do 3 miesiaca a pozniej uderza genetyka. Dlatego sie bierze te usg z 8 tygodnia pod uwage przy dacie porodu.
No i tydzien przed porodem moj lekarz (mlody, ktorego bylam 5 pacjentka dopiero) do mnie, ze mam jechac na porodowke. Ani mi sie smialo, przyszlam na nastepna wizyte 2 lipca a on do mnie, ze jestem tydzien po dacie i ze mam jechac rodzic (pozniej sie okazalo, ze mial gosci na 4 lipca). Dal mi skierowanie, dalej go olalam i 3 lipca zadzwonil do mojego M i powiedzial, ze jak mnie na porodowke nie przywiezie to wysle karetke po mnie. No to M wrocil z pracy, wykapalam sie jeszcze, ogolilam, zjedlismy obiad, pomylam naczynia, no i w koncu pojechalismy na ta porodowke.
Mialam najwieksza bladz na swiecie filipinska polozna, polozyli mnie do lozka, podlaczyli pod milion trzysta sprzetow i tak se lezalam. Bladz tylko przychodzila i podkrecala mi oksytocyne po czym przylazla w pewnym momencie i zalozyla mi cewnik bo NIE WSTAJE DO LAZIENKI. A do k..y nedzy powiedziala mi, ze moge wstac? Przy tym porodzie bylam kompletnie zileona, niby mialam plan porodowy ale nie wiedzialam co sie dzieje, co moge, czego nie i dalam im sie tak prowadzic jak ciele na sciecie normalnie.
Przywiozlam ze soba tez 2 walizki pelne poduszek, olejkow do masazu, muzyki, plyt.... taaa nawet tego nie rozpakowalam.
Kolo polnocy moje bole byly juz naprawde nie do zniesienia i zawolalam znieczulenie. Ale, ze bylo duzo porodow to gostek przyszedl dopiero po godzinie. Przez ta godzine myslalam, ze umre. Mialam zawsze bolesne miesiaczki, az po scianach chodzilam ale to byl tak porworny bol. Jesli mialabym w tym momencie rodzic to nie wyobrazam sobie nawet jakbym miala sie skupic na tym co ktokolwiek do mnie mowil.
Jak juz nareszcie dostalam znieczulenie to w sumie byly nudy, M spal, ja ogladalam tv i tak przez nastepne 4h. W koncu zaczelam rodzic i tak sobie rodzilam 45 minut bo moj lekarz chcial chronic krocze wlasnie. Za sciana babka rodzila blizniaczki i mnie ta bladz jeszcze postraszyla, ze jak nie wypre to przyniosa ten odkurzacz do wyciagania dzieci a ja widzialam zdjecia co to robi z glowka. No i z tego wszystkiego im zemdlalam. Dali mi tlen, ocucili i wreszcie sie jelop domyslil zeby mnie naciac i Kevinek wyszedl przy pierwszym parciu. 4,5 kg.
Pozniej mi go zabrali, 2 h po porodzie szlam przez bardzo dluuugi korytarz w poszukiwaniu mojego syna, w jednej rece trzymalam koszule zeby mi d..y nie bylo widac, w drugiej kroplowke. Minelam 3 stacje pielegniarek, zadna sie nie zainteresowala co ja robie. W koncu przy stacji noworodkow jedna sie przestraszyla i mnie zawiozla na wozku do sali, pozniej mi zmienili sale na poporodowa. Kevinka w koncu dostalam po 5h, nakarmionego butelka i ze smoczkiem w buzi (mialam plan porodowy gdzie na czerwono zaznaczylam zeby go nie karmili i nie dawali smoczka). Do tego szmaty mu zdjely rekawiczki i mial tak podrapana buzie i byl tak spuchniety od placzu, ze go poznalam jedynie po dlugich rzesach. Ogolnie podsumowujac ten porod: rzeznia.
Przy drugim porodzie rodzilam juz w lepszym szpitalu (pojedyncze sale z lazienka to standard w Stanach, w koncu sie placi $1,000 za samo lozko za dobe ale w tym nawet sztuczny kominek mialam) i z innym, starszym lekarzem.
Lekarz sie okazal do d..y, przed samym porodem przestalam do niego chodzic. Tydzien przed terminem chcial sie upewnic, ze urodze niedlugo i mi bez mojej zgody zrobil masaz szyjki. Na jego szczescie ominelam tylko jedna wizyte i sama zaczelam rodzic w 39 tygodniu. Mialam zamiar rodzic w domu nawet ale M powiedzial, ze nie przetnie pepowiny, poza tym balam sie troche tego bolu i w koncu trafilam do szpitala. Tym razem mialam boska polozna, chcialam rodzic jak najbardziej naturalnie wiec nie mialam z marszu ani kroplowki, ani oksytocyny, ani nic. Zbadala tylko tentno plodu i dala mi wolne. Takze tym razem sobie siedzialam z M, lazilam, co pol godziny polozna przychodzila i sprawdzala czy wszystko jest w porzadku.
Tym razem dosyc szybko dostalam porzadnych boli, plus krzyzowe i same mi wody odeszly. Wtedy to juz o matko boska! Lekarz wiedzal, ze chce rodzic naturalnie wiec zaproponowal na poczatek cos slabszego i dostalam zastrzyk w tylek i drugi w kroplowke. Ale po nim czulam sie tylko jak niezle narabana, zasnelam na godzinke i obudzialm sie z jeszcze wiekszym bolem. Jak krzyknelam, ze chce epidural to nawet juz do lekarza nie dzwonili tylko OD RAZU przybiegl moj aniol i mnie znieczulil. A pozniej juz zaczelam rodzic, Karen wyszla dosyc sprawnie (no "tylko" 3,5kg miala), od razu jak przyjechalam im powiedzialam, ze nie zycze sobi zeby mi dziecko na 1cm za pokoj wyniesli (no wogole ze mna mieli twardy orzech do zgryzienia bo tym razem sie o wszystko stawialam i pytalam czy na pewno musze) ale oni i tak mieli taka praktyke, ze sie wszystko odbywalo na mojej sali. Nawet sie pielegniarka spytala M czy chce mala umyc bo sie patrzal jak zaczarowany (strasznie chcial coreczke).
Ten porod w sumie wspominam dobrze, ale nie bylo fajerwerkow. Przezylam go.
Sorki jesli kogos zanudzilam. Moje porody nie byly smieszne, ani tragiczne. Po prostu porody.
Acha jeszcze mi sie przypomnialo, ze warto (jesli mozna) sie zarejstrowac w szpitalu wczesniej bo wtedy jak sie przyjedzie to do razu na gore biora, nie trzeba wypelniac miliona papierkow.
Teraz porodu sie absolutnie nie boje, jak najbardziej zawolam zzo jak tylko nie bede dawac rady. W nastepna sobote idziemy zwiedzac porodowke to zobacze jakie maja praktyki.
Ale to co widzialam jak lezalam tam chwile podpieta do ktg to wszedzie byly broszurki, ze naciskaja na rodzine itp. Np. od 12 do 14 jest "czas rodzinny" i nie ma wizytacji tylko mamusia z tatusiem maja cichy czas z dzidzia. No i pielegniarki byly tak przemile, zobaczymy na jaka trafie ale to co widzialam do tej pory to az milo.
Ok to sie wypisalam, pudla sie same nie rozpakuja.
A u nas tez bialo dzisiaj, nienawidze zimy ale jest tak pieknie!