Witajcie!!!!
znowu jestem domowym inkubatorem:-)
oj dziewczyny..szpital to ciężkie przeżycie....czekaliśmy ok.2 godz na przyjęcie...miałąm na skierowaniu napisane "małowodzie" naczytałam się wskażników..itd. stresowałam Pani mnie bada..bardzo miła też w ciąży i usg robili mi na nowym super aparacie...oni się uczyli z instruktorem..i dawaj wszytskie możliwości testowali badając mojego dzida.... mi w to graj..i wcale nie :-)a wcale nie marudziłam bo słyszę...a to serduszko...o zastawki..o żyła główna w mózgu w kolorze...3d, 4d zapisuja parametry ..komentują...słyszę, że ok bużka mi się śmieje..a wody..mamy 4 kieszonki z wodami pomierzyła je...odrazu wskażniki i sama sobie pokalkulowałam, że jest ok Pani oświadcza, że wód jest w normie......od środy odstawione mam leki podtrzymujące ciażę..kobitki i brzuch się napina zwłaszcza w nocy..ból krzyża..ale to przechodzi....i to badając mnie ktg..potwierdziło sie również..rozwarcie na 1 cm....więc ja krzyczę do domu..a oni nie...jest Pani przyjęta..musi Pani poleżeć..zrobimy badania...ok...obiad zjadłąm szpitalny..sąsiadki...no cóż jedna gadatliwa..młoda 33 tydz. i rodzić nam zaczyna...łomatko dziewczyny cały dzień cyrk z nią....kręgosłup ja bolał, zaczełą panikować płakać...co chwila wataha lekarzy obok mojego a jej łóżka....nie mogła jeść i pić..a w końcu po lekach jakoś jej przeszło..najadła się....w nocy jęczała bo zgaga..bo na wymioty...a międyczasie..żeby było śmieszniej odwiedzali ją non stop..głośni...kuzyni..ciotki..i plotkowali o rodzinie...jej poduszkę...tzn te guzy z waty na głowę zakładałam i nic. Pomagałam jej pocieszałam bo szkoda mi jej było taka młoda...poza tym jak się domyślacie..troszkę młodsze w ciąży zazwyczaj..były na oddziale..ale to miałam akurat głęboko..w...
Na dalszym planie w mojej opowieści wyłania się gorąąąąca atmosfera na sali min. chyba z 30 stopni brak możliwości zakręcenia grzejnika.....spałam przykryta własnym szlafrokiem..zresztą..ta pościel z tą pieczątką szpitalną..to kawałek koca w poszewce....w łazienkach nie powinno być papieru by pewnie kradną..tak sobie to wytłumaczyłam..nie wspomną o mydle..itd. kąpałam się pod prysznicem...oglądając się co chwila..bo nie ma zamknięcia..więc hałasowałam co chwila stękałam balsamując moje hektary bo ktoś mi nie wszedł...
kolacja o 17.30 3 kromki wielkośći dłoni niemowlaka..i pasztet...do tego kawa...akurat dawno nie piłam kawy zbożowej smakowała mi....za godzinę jestem głodna..dzięki, że napakowałam sobie jakieś przekąski...i zaczyna się noc...cisza niby..a po korytarzu sunie....babcia, której było mi strasznie żal....przyjęta na zabieg....nie wie gdzie jest....jest przerażona....zagląda do każdej sali...zabierać chce rzeczy ze stolika..bluzy z łóżka...jest niespokojna...pyta o pogodę..o to czy pani tu byłą..bo ja to gdzie jestem..podchodzi do okna..i mówi o Boże jak ja wróce do domu..odwiedzała wszystkie sale...zaczepiała odwiedzających...była tak zagubiona dziś rano kąpali ją w kabinie obok mnie..dziewczyny ta starość jest okropna czasem!!!!
próbuję zasnąć bo noc długa!!! przede mną ..nic to...aha
nie nie..mierzym y KTG przenośnym aparacikiem..który szumi jak krótkofalówka..i nie może złąpać tętna dziecka..więc wprowadza w stan przedzawałowy pacjentke..po takiej akcjo czekamy na sen nasłu****ąc krótkofalówki na kolejnych frontach...o może zaśniemy...a nie!!!
teraz kontrol u Pani obok..jak tam a no coś ją tam drapie sika...i takie coś leci..no więc Pani odchyla koszulę..
buch...patagonia-dżungla się wyłania..no cóż..wzrok na sufit i czekamy...cisza drzwi przymknięte...jest dobrze...ojej...kroki..coraz bliżej..do nas????
tak leki....
sąsiadka w końcu skapitulowała o 2.30 i zaczęła jeść .. śniadanie bo już się głodna się zrobiła..a poza tym to bez sensu już zasypiać..pogadałyśmy...słyszę, za ścianą..też kobiety zrezygnowały ze snu....jednak chyba zasypiamy...bo zrywa mi zasłonę na oczach... pomiar temperatury celując mi prostu między oczy....poddaję się idę pod prysznic..wezmę długiiii prysznic...nabalsamuję się pomasuję ręcznikiem...i jakoś czas zleci...łomatko czemu tylko ta rączka od prysznica zostaje mi w ręku????? a mam Cie:-) i kąpiel działa..oczyszczająco..chociaż..przyznam się Wam, że jakaś fobia mi towarzyszy..staram się nie dotykać klamek...i rączek...wizyty Pań sprzątających w czarnych rajstopach i białym kitlu...wyglądają z przemykającą babcią..jak ze sztuki Shulza...a nie to dezynwortura współczesna..szpitala...dla kogoś kto był tu ostatnio..jak rodził syna i tylko dwie doby. i nie ma co przesadzać jest jak jest.....
Obchód to dla mnie sygnał do ataku...ja chcę do domu..obserwować się będę w domu...i zresztą mogę rodzić już więc ....ok pobadamy przepływy KTG i do domu może Pani iść...dzwonię do domu...mąż ledwo gada..wysłałam go wczoraj do lekarza..kaszel miał dziwny dostał leki wziął dwie dawki i zaczął tak cierpieć..że nie jest w stanie nawet mówić..łomatko jest w domu sam..dzieci w szkole..ja do odbioru....tel do teściowej niech idą do niego bo boję się..a ja..zadzwonię do kogoś by wziął z domu moje ubrania i mnie zabrał z tej ..sztuki współczesnej...
dzownie co godzina do mężą..jest ciut lepiej przyjeżdza po mnie jestem w domu......... zjadłam obiad ..kanapki..pomarańczkę ..jabłuszko ..jogurcik...jej jak cudnie....a na poród to ja poczekam w domu zacznie się pojadę..po odebraniu wypisu kolejna wizyta w łazience..krwawię?????
na pewno to od badania..oczywiście powiadomiłąm dohotorra...ale teraz jest ok..leży obok mnie obolały mąż ..nawet mało się odzywa...teraz i tak nie możemy rodzić...sami widzicie:-) jak dobrze być w domu:-)