Mnie wzięła z zaskoczenia poprzednio. Dobrze, że na fejsbukowej grupie dziewczyna opisała, to rozpoznałam u siebie, inaczej byłoby kiepsko.
To był czas kiedy z mężem nie zabezpieczaliśmy się ok 3,5 roku więc już bez testów i wyczekiwania czy okres będzie czy nie. Zawsze przychodził więc ...
wtedy też. Identyczny jak zawsze. Później ok 10 dnia cyklu pojawiło się BARDZO delikatne plamienie, taki śluz podbarwiony jak kawa z mlekiem. Myślę - oho polip znowu... Za jakiś czas zakuł mnie jajnik jak na owulację - to mi dało do myślenia - nie ma szans, u mnie to zawsze ok 20dc. Czyli generalnie objawy wtedy jeszcze praktycznie ŻADNE. Ale przypomniała mi się historia znajomej z FB i poszłam zrobić test. Szok. Pozytywny. Popłakałam się bo wiedziałam że coś jest nie tak. W nocy miałam takie przelewania w jelitach że poznałam każdy ich zakręt... Kolejnego dnia rano beta - ok 160, w południe na szybko wizyta w Medicover, na fotelu jak pani dr naciskała trochę bolało, ale nie jakoś szalenie. Jadąc do domu już musiałam unosić się w fotelu samochodowym bo coś mi w brzuchu bulgotalo i przelewało się na nierównościach. Przygotowanie torby i wieczorem do szpitala. Lekarz zrobił USG, stwierdził że endometrium nie ciążowe bo 3mm (miałam normalnie okres - złuszczyło się), ja nie wyglądam na pacjentkę z ciążą pozamaciczną i tylko zapytał czy mi się siku chce
w nocy nie mogłam spać, czułam że mam co raz więcej czegoś w brzuchu, przelewał się, kładłam się na bok to spływał koło mnie i to trochę bolało (ważę 42kg więc to nie mogło być sadelko). Jelita bolały. Kazali nie jeść. Całą noc się męczyłam i dopiero kolejnego dnia o 16 przyszedł do mnie ordynator, wziął mnie na USG i aż znieruchomiał. Natychmiast na stół. Ciąża w jajowodzie, jajowód rozwalony i ogromny krwotok. Wylał mi 800ml krwi z brzucha, gdzie poprzedni lekarz myślał, że chce mi się siku ... a przy mojej wadze taka utrata krwi była już na granicy transfuzji. Ciśnienie miałam ok 60 na 50, sprawdzali mi co 10 minut. Morfologia - połowa rzeczy totalnie na minusie. Później chyba że 3 miesiące byłam koszmarnie słaba i trochę zła, że jednak nie przetoczyli mi krwi, może lepiej bym do siebie dochodziła. Gdyby ordynator poszedł o 16 do domu, nie przeżyłabym do następnego dnia. Podejrzewam że krwotok zaczął się w niedzielę w nocy jak miałam te przelewania, a na stole byłam dopiero wtorek po południu. Na zewnątrz nie było krwawienia, tylko raz ta mała plamka, wszystko szło do środka, boleć też nie bolało jakoś szczególnie poza tymi jelitami. Beta była spadkowa, progesteron 4. Jak było wcześniej - nie wiem, bo nie przyszło mi do głowy żeby sprawdzać.
Opisałam swoją historię dość dokładnie, oby Wam się nigdy nie przydała, ale gdybym ja nie przeczytała podobnej na grupie, nie wpadła bym na to żeby zrobić test w 10dniu cyklu i mogłoby się to skończyć tragicznie, bo objawy bólowe na początku nie były aż takie żebym zgłaszała się na SOR.
Teraz koszmarnie bałam się pozamacicznej choć wszystko było inaczej, ale wczoraj zaczęło mi się trochę w brzuchu przelewać... Uwierzcie, nie spałam dziś całą noc, ze strachu że zaraz zacznie się to co wtedy... Jak na USG pani pokazała dziś kropka w macicy to nie mogłam uwierzyć
takie mu stresy zafundowałam...
Jak zwykle się rozpisalam
sorki, nie umiem zwięźle