Sojka, ja jestem na L4 już od jakiegoś 5 tygodnia, kiedy pojawiły się plamienia, trwały z 2 tygodnie, a ja byłam tak przerażona że zostawilam robotę z dnia na dzień. Zamierzałam pracować do zimy (i całe życie deklarowałam że w ciąży będę pracować), a później w ciągu paru chwil zmieniłam tę deklarację na taką, że już do końca do nich nie wrócę. Oczywiście było mi cholernie żal dziewczyn z pracy, że zostawiam je pośrodku tajfunu, dziewczyny odwołały wszystkie urlopy, pracowały po godzinach i w weekendy...
Na szczęście mam je takie kochane, że cały czas mówiły że mam zakaz pracowania bo dzidzia najważniejsza. I że dają radę, choć wiedziałam że to tak wygląda...
Ale z czasem wypracowałyśmy metody żebym mogła pomagać trochę zdalnie. Teraz już przyjęły nową dziewczynkę i rzeczywiście wspólnie sobie radzimy. Ale moje współpracowniczki są naprawdę kochane, bardzo się lubimy. Przez to też ja nie zostawię ich całkiem bez pomocy i cały czas na tym zwolnieniu coś tam robię zdalnie.
Gorzej jak się pracuje z jakimiś wydrami, co będą patrzeć krzywo...