Ech, chusty... Mieliśmy te warsztaty z chustowania i mieliśmy coś kupić (używanego). Przedłużyliśmy sobie wypożyczenie na czas świąt i dopiero po Nowym Roku oddaliśmy. Potem nagle kuzynka męża odezwała się, że ma do pożyczenia kilka chust, więc skorzystaliśmy, zwłaszcza że są tam te polecane Lenny Lamb. Ale z używaniem jest trudno... Jeszcze w święta ok, ale bywają dni, że w ogóle nie korzystam z tej chusty :/ Zła jestem o to też na siebie, bo po prostu tak wypada. Jak ja siedzę głównie w mieszkaniu, to nie daję rady siedząc ją trzymać. Za dużo też nie łażę, bo nie mieszkam w wielkim metrażu albo domu. Do kuchni boję się z nią w chuście wejść i np. gotować (przy czym ja prawie nie gotuję, odgrzewam coś przygotowanego wcześniej albo zamawiam jedzenie). Jak ma fazę na marudzenie, to też nie włożę, bo ryk i czasami myślałam, że może jednak nie cierpi chusty. Mąż próbował po pracy ją nosić, też różnie bywało. Na spacer obawiam się ją w chuście wziąć, bo jakoś mi pogoda nie odpowiada, a przeklinam schodzenie po wózek myślę sobie, będzie cieplej, to będzie łatwiej. Ale czy będzie? Nie wiem. Może gdybyśmy chustę kupili, to bym miała większą motywację? Nie mam pojęcia. Ale w ciąży będąc uważałam, że to super rzecz i na pewno muszę skorzystać.Tak, ta położna też polecała takie tkanie, skośno krzyżowe czy jakoś tak. A ta chusta którą nam pożyczyła była innego splotu. Polecała właśnie lenny lamb. Weszłam sobie twraz na vinted, ale coś mi przestała działać ta strona na telefonie, nie mogę scrollować. Chyba będę musiała pobrać apke, a unikam niepotrzebnych aplikacji jak ognia. No ale.
Krindżowa to jeszcze bym się domyśliła, bo to z angielskiego. Essa pewnie też, ale zupełnie nie wiem od jakiego to słowa.
Taaa. I tak samo miałam robić masaż Shantala...