Ja brałam to, co stało w łazience. Był balsam, to z niego korzystałam. Podpaski miałam też nie always, bo moja mama takich drogich nie używała i mi też odmawiała. Oczywiście nieraz dostawałam coś specjalnie dla mnie, też nie tak że wszystkiego mi szczędzono, i miałam spore kieszonkowe. Ale umówmy się, że od żelu pod prysznic nie zbankrutujesz więc się nie martw
Ale ja myślę, że dla większości z nas wizyta nastolatki u kosmetyczki to nie jest podstawa bytu
ja kiedyś za nastolatki poszłam do kosmetyczki na hennę rzęs. Musiałam za to zapłacić z kieszonkowego
za piercing też.
Chodzenie do szkoły z pępkiem na wierzchu to jest degrengolada, szkoła to nie jest wybieg. Takie jest moje zdanie. Ale jak byłam jeszcze w liceum to modne były takie krótkie zimowe kurteczki, co odsłaniały nerki - i laski to nosiły, ktoś im to kupił
u mnie w domu by to nie przeszło.
Też uważam, że dzieciaki mają czas na dorosłe sprawy, ale co ja tam wiem. Zawsze było tak, że nastolatki się obserwują nawzajem i naśladują, bo to jest naturalny etap rozwoju. No więc powstaje pytanie o te wzorce, którymi są otoczone
nie zawsze rodzice mają na to wpływ, oczywiście mogą stawiać granice ale znów - to rodzic decyduje, gdzie przebiega granica. Każdy ma inną.