Jak nie lubię narzekać, tak na tym forum wychodzę na jęczydu..ę i beksę, ale od początku roku ciągle coś.
Po południu wrócił mój Ojciec i jak zwykle zachwyt nad Matim, że aż głupio przy reszcie dzieci.
Młody trochę marudził, a ja chciałam na szybko mleko ściągnąć i go wykąpać.
Ojciec, że go ponosi.
No to ok. Nosi go, łazi z nim.
W końcu mówi, że już go odłoży, bo go ręce bolą.
Wziął go i bokiem jakoś go kładzie.
Ja z laktatorem w ręce, a młodemu głowa do tyłu gib i nie wiem czy o ramę łóżka nie przedzwonił.
Od razu płacz, ale to nie taki se płacz tylko ryk, że aż się zanosił.
Rzuciłam ten laktator, złapałam młodego i próbowałam go uspokoić, ale nawet cyc nie dawał rady.
Poryczałam się razem z nim, w końcu mu dałam pedicetamol, bo zobaczyłam, że ma czerwoną szyję.
Po 30 minutach uspokoił się, w tym czasie ryk jak z bólu(ostatnio tak wył przy szczepieniu na żółtaczkę) i niby chciał jeść.
Dałam mu z butli, żeby się nie męczył przy piersi, ale 2 łyki i znów płacz.
W końcu przy cycku zasnął na 30 minut.
Potem go wykąpałam i normalnie zjadł itd.
Wszedł mój Ojciec mnie przepraszać, a ja mówię, że przyjmuje przeprosiny, ale nie wiem czy młodemu się nic nie stało.
Młody go tylko zobaczył i w ryk.
Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze, ale nie wiem co memu Ojcu się porobiło.
Tak go delikatnie podnosił z łóżka a odłożył jak worek.
Spaliśmy od 20 do 22:30 przewinęłam go, nakarmiłam, odciagnelam mleko, posprzątałam kuchnię i idę spać.
Jutro mamy z młodym badania i już mi go szkoda, bo na pewno będzie płakał.
Sorki, że się tylko żalę.
Ps.
Mąż się ostatnio zaczął starać nawet zrobił własnoręcznie i upiekł bułki z parówką