Termin, którego trzyma się tu szpital to OM czyli 04.11, ale z pierwszego Usg wyszło gdzieś tydzień później.
Co do samopoczucia
, zawsze mam problem z odpowiedzią znajomym i mówię zwykle, że czuję się ciążowo. Wiele z opisywanych przez dziewczyny dolegliwości zdążyłam już przetestować w większym lub mniejszym stopniu na sobie. W porównaniu z pierwszym trymestrem, czuję się znacznie spokojniejsza. Wtedy przez ponad 2 miesiące krwawiłam a irlandzki lekarz mówił mi otwarcie, że na tym etapie ciąży w tym kraju nikt się moim krwawieniem nie zainteresuje, ehh... Byłam wtedy bardzo słaba podniesienie czajnika wymagało nie lada wysiłku. Doszedł do tego spory stres związany z niespodziewaną śmiercią mojego kochanego taty.
Pomoc znalazłam w Polsce u polskiego ginekologa, brałam tabletki i na ile się da przy tryskającym energią 4 latku, starałam się oszczędzać. W końcu krwawienia ustały, ale z czasem doszły nowe atrakcje w postaci wykrytej jeszcze w Polsce toksoplazmozy (którą po powrocie tu w sumie zignorowano), żylaków na nogach, odnowionych i zaostrzonych hemoroidów, bólu opuchniętego krocza, krzyża i nóg i do tego ucha, postępującego spadku hemoglobiny, z tych mniej dokuczliwych standardów:zawrotów głowy, problemów z wzięciem pełnego oddechu i zwykłym podniesieniem czegoś z ziemi bez ziajania.
Podsumowując więc
czuję się jak w stanie "błogosławionym" (na pewno będę go błogosławić jak już minie). I choć jak tak zaczęłam wypisywać dolegliwości to zabrzmiało groźnie, ale na prawdę nie jest źle. Mogę nawet powiedzieć, że jest dobrze bo maleńka siedzi tam w środku, rośnie i podczas badań wypada całkiem przyzwoicie. Do tego jestem w stanie funkcjonować bez nagminnego łykania Paracetamolu ( w Irlandii to odpowiedz lekarza na każdą dolegliwość). Staram się myśleć jak najbardziej pozytywnie w czym mocno wspiera mnie mąż. A ciążowe bolączki ignorować i odwracać od nich uwagę na wszelkie możliwe sposoby.
Pozdrawiam was mamusie, dzięki że mnie przyjęłyście i dużo zdrówka i wytrwałości na tą naszą ostatnią prostą.