mam bardzo podobnie i w takich cięższych chwilach starań staram się sobie to racjonalizować, że wolę nie zachodzić w ciążę niż przeżywać kolejny raz to co wtedy, a przypominam że u mnie nie było potwierdzenia ciąży pozamacicznej bo było po prostu za wcześnie (beta stosunkowo długo rosła, ale zbyt niskie były przyrosty i potem w końcu zaczęła spadać). W macicy miałam jakiś upośledzony pęcherzyk, który równie dobrze mógł być pseudopecherzykiem. Z jednej strony człowiek stara się nie zwariować, bo tyle osób mimo wszystko to przeżyło i później zostały rodzicami. I niby teoretycznie jednorazowo nie musi to oznaczać jakiejś anomalii. Z drugiej każdy chce się przed tym uchronić na ile się da, a z trzeciej instynkt macierzyński jest bardzo silny…
Jedyne co „wyniosłam” z tej całej sytuacji to takie suche, zadaniowe podejście, jak się kiedyś znowu uda to nie będę już skakać z radości, tylko najpierw pierwsza beta, druga beta… czekanie na wizytę, obserwacja…
To, że nie możesz nawet zbadać bety prywatnie to duże utrudnienie pod względem psychicznym, ciężko mieć twardy tyłek i to wytrzymać i powtarzać sobie że jakoś to będzie. Nie zazdroszczę tych warunków.
A jeśli chodzi o mnie to w kwietniu odstawiłam anty i zaczęliśmy się starać, tak, ta ciąża w sierpniu to była pierwsza. Także póki co pół roku starań z jedną ciążą, która zakończyła się poronieniem.