Cóż poziom empatii lekarzy jest... Szkoda gadać. Wiem, że to ich codzienność no ale litości... U mnie było 3.
1- opieprzył mnie że tak późno przyjechałam, dlaczego nie w dzień? Po co na noc? Można było już jutro. Jak się rozryczalam i powiedziałam, że następnego dnia bym już na pewno nie przyjechała bo wolę umrzeć niż żyć bez tego dziecka to już nawet raz na mnie nie spojrzał, tylko błądził oczami po ścianie. Jak go poprosiłam o zdjęcie USG to stwierdził że nie. To dokumentacja medyczna. To mu powiedziałam - Ale moje DZIECKO. Nawet się do mnie nie odwrócił tylko udawał że jakieś papiery czyta odwrócony do mnie plecami.Do wyjścia ze szpitala albo już nie miał dyżuru albo po prostu do mnie nie przyszedł.
2- kobieta, z wielką radością zaprosiła mnie na samolot po tabletkę poronną. Normalnie mi ręce opadły. Mówię, że tylko jeden lekarz robił USG chyba trzeba się najpierw upewnić, a nie tak od razu... To mi z łaską zrobiła. Nie powiem, wszystko mi opisała co widzi na USG. No ale zdjęcie się nie należy. Zaprosiła znowu na samolot a jak zobaczyła że wyje z rozpaczy to zaproponowała z łaską tabletki na uspokojenie.
3- fecet ze specyficznym poczuciem humoru. On mi robił zabieg. Żartował cały czas, pomimo tego, co się działo. I przyrzekam, że gdybym nie wiedziała że już nic się nie da zrobić to bym myślała że mam do czynienia z szalonym naukowcem, który sobie eksperymentuje na moim ciele
Poziom empatii serio oceniam najwyżej na -5 (słownie minus pięć)