byłam dzisiaj prywatnie na wizycie. Mam zwolnienie póki nie spotkam się z moją lekarz prowadzącą. Ogólnie spłakałam się jak bóbr (tym razem to stres) i pan doktor mocno się przejął plus pouczył mnie, że tak silny stres też może zaszkodzić maleństwu. Dodatkowo zrobił usg i okazało się, że poprzednia ginekolog nie ma wystarczająco doświadczenia i zarodek wcale nie jest za nisko, jest położony idealnie, ale mam zrotowaną macicę i stąd takie przekonanie pani doktor. Serduszko bije jak trzeba, nawet przez chwilkę je słyszałam i ogólnie wszystko jest ok. Nie zna się na łupieżu, ale jak się przebierałam to poczytał i zapewnił, że to nie powinno mieć wpływu na płód.
Ogólnie jestem super zadowolona z wizyty, ale jakoś tak czuję się emocjonalnie rozwalona. Nic tylko bym ryczała (i spała), już sama nie wiem czemu.
Na szczęście nie muszę tylko leżeć (bo to mi groziło przy diagnozie nisko położonego zarodka). Ciągle mnie pobolewa też głowa, prawie nic nie chcę jeść, wszystko mnie brzydzi. Rano to już w ogóle, ratują mnie słone paluszki.
Co do badań to przyjaciółka robiła sanco i dopiero po nich przestała się denerwować, więc chociażby dlatego na pewno któryś test zrobię. Dopiero wczoraj od Was dowiedziałam się, że są jeszcze inne testy, ale to jeszcze poczytamy z mężem i zdecydujemy.