Przechodziłam przez podobną sytuację w 23r. Był jeszcze okres świąt (w Mikołajki powiedziałam mężowi,że jestem w ciąży a w wigilię wróciłam do domu ze szpitala po laparoskopii ciąży pozamacicznej).
Mój mąż na początku nie rozumiał ,że nie mogę od tak wrócić do domu - było już pewne,że ciąża jest poza macicą - beta ok 1500 a nie było jej przy pierwszym USG w szpitalu widać. Zatrzymali mnie na noc,mąż dowiózł mi rzeczy. Następnego dnia miałam pobraną znowu bete,czekałam na usg na specjalistycznym, lepszym sprzęcie- które robiło mi 3 lekarzy - a zanim mnie wzięli na to badanie to mąż prosił ,żebym zapytała czy mnie dzisiaj wypuszczą - on chyba nie miał pojęcia z tego stresu co mówi

bo o wszystkim wiedział,że ciąży nie ma w macicy.
Przy USG diagnoza - ciąża pozamaciczna w okolicy jajnika ale może to być w zupełnie innym miejscu. Miałam podjąć decyzję czy robimy laparoskopie i mi odrazu ją wytną jak znajdą czy czekamy dalej ale jak zaczną się mocne bóle, krwawienie to mnie otworzą całą a nie tylko kilka małych nacięć jak przy laparo.
Dzwonię do męża z info,później do mnie przyjechał - wtedy chyba do niego doszło co się dzieje. Przyszła po mnie Pani położna założyć cewnik,później przygotować mnie na operację i miałam mężowi dać biżuterię - on zbladł jak ściana ,gdy oddałam mu obrączkę i pierścionek zaręczynowy, łańcuszek... W domu czekała na mnie mała córka,nie mogłam czekać mimo,że płakałam cały czas od USG. Brak wsparcia i zrozumienia od kobiet z rodziny męża... Moje dziecko w sierpniu miałoby roczek... Często o tym myślę, w święta Bożego Narodzenia nie miałam humoru bo wszystko do mnie wracało...