reklama
Jeśli chodzi o Czechy, to tam zarodków nie można przekazywać do adopcji. Albo się weźmie samemu albo zniszczy. Dawczyni może oddać jajeczka 3 razy w danej klinice, ale nie ma centralnego rejestru i nikt nie sprawdza w ilu klinikach oddawała jajeczka. Teoretycznie więc trzy razy oddaje (jeśli potem nie pójdzie do innych klinik oddać). W Czechach mocno nie stymulują dawczyń i wobec tego zazwyczaj nie uzyskują jakiejś szalonej ilości zarodków. Biorąc pod uwagę, że ludzie najczęściej poprzestają na jednym a góra dwójce dzieci, to ja liczę, że z takiej jednej dawczyni może być maksymalnie około 8 dzieci. To w przypadku kiedy odda jajeczka trzy razy i za każdym razem z tego dana para ma dwójkę dzieci plus dwoje dzieci samej dawczyni. Tak plus minus ja to liczę.A czytałaś ustawę? Ja ja kiedyś przeczytałam od deski do deski i obstawiam wersje ze 6 razy można oddać materiał. Nie wiem czy po drodze coś w niej mieszali czy nie. Oczywiście system widzi moim zdaniem tylko dawczynie z Polski . Jak pytałam ile osób z ministerstwa zdrowia ma wgląd do tego rejestru - to wszyscy zaslaniali się brakiem wiedzy.
Od jakiego wieku chcesz zacząć tłumaczyć Ani jej pochodzenie? Jakich reakcji otoczenia się spodziewasz i jak chcesz uchronić Anię przed ewentualnymi nieprzychylnymi komentarzami?Rety jaki wielki! Super! To zaraz juz 2 trymestr i zanim sie obejrzysz bedzie sie drzeć obok Ciebie. Moja Diablica właśnie wrzeszczy i ma focha, że nie wolno zrzucac ze stołu i bawic się nożami. Bosko…
Moje otoczenie zna pochodzenie Ani wiec nie muszę nic tlumaczyc. Wiedzą kolezanki w pracy i rodzina, nie cala ale ta ktora nie wie to się nigdy nie dowie chyba ze Ania sama im powie. Moja sytuacja jest specyficzna, bo mam ją sama. Co do samej Ani to już nawet w albumie, który przygotowywalam jej z pierwszego roku zycia opisałam jej skad sie wziela. I nie planuję jakiejs chwili ze jej cos powiem raczej ma to wyjść naturalnie.Od jakiego wieku chcesz zacząć tłumaczyć Ani jej pochodzenie? Jakich reakcji otoczenia się spodziewasz i jak chcesz uchronić Anię przed ewentualnymi nieprzychylnymi komentarzami?
Mam to szczęście, że wszyscy mnie wspierali w dążeniu do urodzenia dzidzi, widzieli jak jeździłam na liczne transfery. Oczywiście zawsze będą tacy, którzy będą potępiać. Jeśli ktoś to skomentuje przy Ani będę jak lwica. Zagryze…
Co do Czech to mi proponowano w Brnie gotowe zarodki, ale ponieważ się tam nie zdecydowałam to nie pytałam w jaki sposób powstały. Moja dawczyni wyprodukowała 10 pęcherzyków z czego powstały 4 zarodki. A przynajmniej tak mi powiedzieli bo tyle miałam gwarantowane. Niestety żaden się nie zagnieździł.
Nie wiem za bardzo jak to działa ale czy te zarodki są że tak powiem "robione" na zamówienie z dwójki wybranych dawców? Jak to się dzieje, że oni mają zarodki wolne do adopcji skoro w Czechach nie można sobie przekazywać zarodków do adopcji między parami?Co do Czech to mi proponowano w Brnie gotowe zarodki, ale ponieważ się tam nie zdecydowałam to nie pytałam w jaki sposób powstały. Moja dawczyni wyprodukowała 10 pęcherzyków z czego powstały 4 zarodki. A przynajmniej tak mi powiedzieli bo tyle miałam gwarantowane. Niestety żaden się nie zagnieździł.
A w Polsce to jak to jest? Te zarodki co są do adopcji to są jakiejś konkretnie leczącej się pary, która już nie chciała/mogła ich odebrać czy to są zarodki jakby od dawców?
A czy gdybyś miała stałego partnera to dalej informowałabyś Anię czy wtedy już nie? Ja właśnie przed procedurami byłam zdecydowana żeby powiedzieć, ale teraz, te kilka lat później i z dziećmi na stanie, już nie mam takiego przekonania, że powiedzenie będzie najlepszym co dla nich mogę zrobić. Tym bardziej, że ze względu na anonimowość dawczyni, i tak ta wiedza nie będzie nigdy pogłębiona o personalia dawczyni ani nic co jej dotyczy.Moje otoczenie zna pochodzenie Ani wiec nie muszę nic tlumaczyc. Wiedzą kolezanki w pracy i rodzina, nie cala ale ta ktora nie wie to się nigdy nie dowie chyba ze Ania sama im powie. Moja sytuacja jest specyficzna, bo mam ją sama. Co do samej Ani to już nawet w albumie, który przygotowywalam jej z pierwszego roku zycia opisałam jej skad sie wziela. I nie planuję jakiejs chwili ze jej cos powiem raczej ma to wyjść naturalnie.
Mam to szczęście, że wszyscy mnie wspierali w dążeniu do urodzenia dzidzi, widzieli jak jeździłam na liczne transfery. Oczywiście zawsze będą tacy, którzy będą potępiać. Jeśli ktoś to skomentuje przy Ani będę jak lwica. Zagryze…
Jedynie kiedy może to wyjść to poważna choroba lub zrobienie testów genetycznych przez dziecko. Podobno w stanach młodzież robi sobie takie testy dla ciekawości swojego drzewa genealogicznego i to jest bardzo modne i tanie... nie wiadomo co będzie u nas za 10, 15 lat. A najgorszy wiek na takie objawienie to nastolatek najlepiej gdyby to nie było tajemnica i od początku bul przekaz że ta metoda to coś cudownego i że dzięki temu dziecko jest wyjątkowe i żeby było dumne z tego. Dla mnie najgorsze jest otoczenie. My nikomu nic nie mówiliśmy o kd...myślę że małe dziecko przyjmie taka informacje normalnie no nie zna tego co świat i otoczenie myśli. są psycholodzy którzy zajmują się właśnie takimi tematami. Można pogadać. Jak byś chciała to mogę poszukać nazwiska.A czy gdybyś miała stałego partnera to dalej informowałabyś Anię czy wtedy już nie? Ja właśnie przed procedurami byłam zdecydowana żeby powiedzieć, ale teraz, te kilka lat później i z dziećmi na stanie, już nie mam takiego przekonania, że powiedzenie będzie najlepszym co dla nich mogę zrobić. Tym bardziej, że ze względu na anonimowość dawczyni, i tak ta wiedza nie będzie nigdy pogłębiona o personalia dawczyni ani nic co jej dotyczy.
Ja jestem w terapii. Mam psychologa, ale teraz trend jest żeby mówić. Z tym, że środowisko jest nie zawsze przychylne. Dziecko przyjmie to jako coś normalnego, ani złego ani dobrego. Dopiero otoczenie je uświadomi jakie to nietypowe, szokujące itp. Większość ludzi niezainteresowanych tematem nawet nie wie, że coś takiego istnieje i jest możliwe (mam na myśli ivf z obcymi komórkami). Kiedyś dość bliskiej mi osobie, wiele lat temu, powiedziałam o takiej opcji to usłyszałam - "ale to przecież wtedy nie będzie Twoje dziecko". No na pewno nie chciałabym żeby moje dzieci musiały się zderzać z takimi opiniami, osądami, etc. Nie chciałabym też żeby się czuły jakimś moim planem B czy C (bo naturalne starania i starania na własnych komórkach mi nie wyszły). Czy wiedziałyście na przykład, że islam dopuszcza in vitro, pod warunkiem że jest na własnych komórkach? Nie wspominam o kościele katolickim, który w ogóle ivf nie dopuszcza. Nawet te wszystkie gwiazdy Hollywood prędzej przyznają się do skorzystania z surogatki niż z komórki dawczyni. Uważam, że ostracyzm społeczny (i to nie tylko w Polsce) jest dość wysoki. Nie mam przekonania, że chcę na to narażać moje dzieci, zabierać im tzw. normalne dzieciństwo czy w jakikolwiek inny sposób zaburzać kształującą się obecnie między nami więź. Boję się zachwiać ich poczuciem bezpieczeństwa.Jedynie kiedy może to wyjść to poważna choroba lub zrobienie testów genetycznych przez dziecko. Podobno w stanach młodzież robi sobie takie testy dla ciekawości swojego drzewa genealogicznego i to jest bardzo modne i tanie... nie wiadomo co będzie u nas za 10, 15 lat. A najgorszy wiek na takie objawienie to nastolatek najlepiej gdyby to nie było tajemnica i od początku bul przekaz że ta metoda to coś cudownego i że dzięki temu dziecko jest wyjątkowe i żeby było dumne z tego. Dla mnie najgorsze jest otoczenie. My nikomu nic nie mówiliśmy o kd...myślę że małe dziecko przyjmie taka informacje normalnie no nie zna tego co świat i otoczenie myśli. są psycholodzy którzy zajmują się właśnie takimi tematami. Można pogadać. Jak byś chciała to mogę poszukać nazwiska.
reklama
Masz w 100% rację. Też mam takie myśli. Moi rodzice myślą że z invitro to będzie mieć bruzdę na czole!!! A co dopiero z kd, gdzie tego chyba żadna religia nie dopuszcza. Z drugiej strony od wieków praktykowane były skoki w bok żeby zaciążyć jak się w małżeństwie nie udawało. Nawet w Biblii były takie przypadki coprawda nie invitro ale korzystanie z czyichś gamet... Krokus sama mam ten problem. Wszystkie badania były robione poza PL a wiadomo że w każdym społeczeństwie inaczej coś jest przyjmowane. Polska jest daleko za murzynami i jak żyć?Ja jestem w terapii. Mam psychologa, ale teraz trend jest żeby mówić. Z tym, że środowisko jest nie zawsze przychylne. Dziecko przyjmie to jako coś normalnego, ani złego ani dobrego. Dopiero otoczenie je uświadomi jakie to nietypowe, szokujące itp. Większość ludzi niezainteresowanych tematem nawet nie wie, że coś takiego istnieje i jest możliwe (mam na myśli ivf z obcymi komórkami). Kiedyś dość bliskiej mi osobie, wiele lat temu, powiedziałam o takiej opcji to usłyszałam - "ale to przecież wtedy nie będzie Twoje dziecko". No na pewno nie chciałabym żeby moje dzieci musiały się zderzać z takimi opiniami, osądami, etc. Nie chciałabym też żeby się czuły jakimś moim planem B czy C (bo naturalne starania i starania na własnych komórkach mi nie wyszły). Czy wiedziałyście na przykład, że islam dopuszcza in vitro, pod warunkiem że jest na własnych komórkach? Nie wspominam o kościele katolickim, który w ogóle ivf nie dopuszcza. Nawet te wszystkie gwiazdy Hollywood prędzej przyznają się do skorzystania z surogatki niż z komórki dawczyni. Uważam, że ostracyzm społeczny (i to nie tylko w Polsce) jest dość wysoki. Nie mam przekonania, że chcę na to narażać moje dzieci, zabierać im tzw. normalne dzieciństwo czy w jakikolwiek inny sposób zaburzać kształującą się obecnie między nami więź. Boję się zachwiać ich poczuciem bezpieczeństwa.
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 18
- Wyświetleń
- 21 tys
- Odpowiedzi
- 9
- Wyświetleń
- 2 tys
- Odpowiedzi
- 15
- Wyświetleń
- 3 tys
Podziel się: