Hejj Mamusie
Jestem też grudniową mamusią, kilka razy udzieliłam się w wątku (jeszcze przed podzieleniem na zamknięty i otwarty, czyli dość dawno), ale niestety brak wolnego czasu (bliźniaki) nie pozwala mi na systematyczne śledzenie i bycie w temacie, a cholernie mi głupio tak się wstrzeliwać co kilka dni ni z gruchy ni z pietruchy, więc czasem tylko anonimowo podczytuję![zawstydzony :zawstydzona/y: :zawstydzona/y:](https://www.babyboom.pl/forum/styles/default/xenforo/smilies/square/embarrassed.gif)
Odzywam się w sprawie stulejki, bo to bardzo ważne.
Ja też kiedyś byłam zdania, że nie powinno się grzebać - to niezwykle delikatne miejsce, niewprawione ręce mamy mogą zrobić dzieciątku krzywdę, że to niepotrzebne. Pediatra powiedziała, że u Franka nic nie trzeba robić, bo ma świetny napletek, a Stasio ma bardzo wąski i odrobinkę w kąpieli trzeba mu odciągać - uznałam to za głupotę i nic mu nie odciągałam.
Gdzieś w maju Stasio złapał wirusa od dziadka i miał zaczerwienione gardełko i lekką gorączkę. Dostał antybiotyk Ceclor, szybciutko mu przeszło i gorączka minęła natychmiast.
Po jakiś dwóch tygodniach przy porannej zmianie pieluszki poczułam, że pampers Stasia pachnie dość dziwnie intensywnie, tak inaczej. Dotknęłam głowki - gorąca. Była sobota, pojechaliśmy prywatnie do pediatry. Osłuchowo czysto, wszystko pięknie, ale ta gorączka. Powiedziałam pani doktor o tej cuchnącej pieluszce - natychmiast położyła Stasia na plecki, zajrzała do pieluchy i odciągnęła napletek DO KOŃCA. Staś oczywiście bardzo się rozpłakał, ja zaniemówiłam, ale co się okazało? Że pod napletkiem wyrosła okropna grzybica! Taki żółty twarożek. Zrobiliśmy mocz i wyszedł bardzo, bardzo zły - leukocytów mnóstwo, erytrocyty świeże, wyługowane... Dostaliśmy Bactrim, Cebion do zakwaszania moczu, a do siusiaka maść Clotrimazolum i Rywanol na ranki po doktorowym zdecydowanym odciągnięciu.
Po powrocie do domu z ciekawości zajrzałam do siusiaka Franka - i co? żołądź pokryty białą jakby... błonką? Cholera wie co to było, ale natychmiast zostało umyte i posmarowane Clotrimazolum.
Od tamtego czasu codziennie w kąpieli odciągam napletki i myję dokładnie cały żołądź. Pediatra pytała, czy słyszałam o przypadkach urosepsy, czyli jak to błahe grzybice pod napletkiem zakażają drogi moczowe, potem nerki, a potem cały organizm. Wystraszyłam się nie na żarty. (Po kilkunastu dniach odciągania u Stasia napletek schodził już bardzo ładnie.)
Dlatego z całym szacunkiem do urologów dziecięcych i inszych lekarzy, wolę siusiaka umyć porządnie, niż potem dzieciaczek ma cierpieć na zapalenie dróg moczowych...
Poza tym umyć siusiaka nie zaglądając pod napletek, to tak jak, przepraszam za kolokwializm, polać pipkę wodą. Efekt po kilku dniach byłby zabójczy..EDIT: I mogę się założyć, że wielu lekarzy uznałoby naszą kobiecą codzienną higienę miejsc intymnych barbarzyństwem, bo zmywanie naturalnych wydzielin jest niepożądane a najlepsza do podmywania jest przecież sama woda ;-)
Jestem też grudniową mamusią, kilka razy udzieliłam się w wątku (jeszcze przed podzieleniem na zamknięty i otwarty, czyli dość dawno), ale niestety brak wolnego czasu (bliźniaki) nie pozwala mi na systematyczne śledzenie i bycie w temacie, a cholernie mi głupio tak się wstrzeliwać co kilka dni ni z gruchy ni z pietruchy, więc czasem tylko anonimowo podczytuję
![zawstydzony :zawstydzona/y: :zawstydzona/y:](https://www.babyboom.pl/forum/styles/default/xenforo/smilies/square/embarrassed.gif)
Odzywam się w sprawie stulejki, bo to bardzo ważne.
Ja też kiedyś byłam zdania, że nie powinno się grzebać - to niezwykle delikatne miejsce, niewprawione ręce mamy mogą zrobić dzieciątku krzywdę, że to niepotrzebne. Pediatra powiedziała, że u Franka nic nie trzeba robić, bo ma świetny napletek, a Stasio ma bardzo wąski i odrobinkę w kąpieli trzeba mu odciągać - uznałam to za głupotę i nic mu nie odciągałam.
Gdzieś w maju Stasio złapał wirusa od dziadka i miał zaczerwienione gardełko i lekką gorączkę. Dostał antybiotyk Ceclor, szybciutko mu przeszło i gorączka minęła natychmiast.
Po jakiś dwóch tygodniach przy porannej zmianie pieluszki poczułam, że pampers Stasia pachnie dość dziwnie intensywnie, tak inaczej. Dotknęłam głowki - gorąca. Była sobota, pojechaliśmy prywatnie do pediatry. Osłuchowo czysto, wszystko pięknie, ale ta gorączka. Powiedziałam pani doktor o tej cuchnącej pieluszce - natychmiast położyła Stasia na plecki, zajrzała do pieluchy i odciągnęła napletek DO KOŃCA. Staś oczywiście bardzo się rozpłakał, ja zaniemówiłam, ale co się okazało? Że pod napletkiem wyrosła okropna grzybica! Taki żółty twarożek. Zrobiliśmy mocz i wyszedł bardzo, bardzo zły - leukocytów mnóstwo, erytrocyty świeże, wyługowane... Dostaliśmy Bactrim, Cebion do zakwaszania moczu, a do siusiaka maść Clotrimazolum i Rywanol na ranki po doktorowym zdecydowanym odciągnięciu.
Po powrocie do domu z ciekawości zajrzałam do siusiaka Franka - i co? żołądź pokryty białą jakby... błonką? Cholera wie co to było, ale natychmiast zostało umyte i posmarowane Clotrimazolum.
Od tamtego czasu codziennie w kąpieli odciągam napletki i myję dokładnie cały żołądź. Pediatra pytała, czy słyszałam o przypadkach urosepsy, czyli jak to błahe grzybice pod napletkiem zakażają drogi moczowe, potem nerki, a potem cały organizm. Wystraszyłam się nie na żarty. (Po kilkunastu dniach odciągania u Stasia napletek schodził już bardzo ładnie.)
Dlatego z całym szacunkiem do urologów dziecięcych i inszych lekarzy, wolę siusiaka umyć porządnie, niż potem dzieciaczek ma cierpieć na zapalenie dróg moczowych...
Poza tym umyć siusiaka nie zaglądając pod napletek, to tak jak, przepraszam za kolokwializm, polać pipkę wodą. Efekt po kilku dniach byłby zabójczy..EDIT: I mogę się założyć, że wielu lekarzy uznałoby naszą kobiecą codzienną higienę miejsc intymnych barbarzyństwem, bo zmywanie naturalnych wydzielin jest niepożądane a najlepsza do podmywania jest przecież sama woda ;-)
Ostatnia edycja: