Witam
A więc tak:
Wczoraj pojechaliśmy na IP, miła pani w okienku rejestracyjnym pyta mnie :co mi dolega?'', na co ja, że boje się iż wody mi się sączą, miła pani odpowiada '' z tym do hydraulika''
po czym dzwoni na górę do lekarza dyżurującego, że jest taki a taki problem, spytała który tydzień ciązy, nie chciała ubezpieczenia ni nic. Lekarz kazał przyjąć mnie na oddział, nawet nie raczył do mnie zejść na dół ..... patrze na meza a ten blady, prawie przez łzy mówi, ze mnie nie zostawi
normalnie jak dziecko, aż mi się go szkoda zrobiło, zeszła do mnie pielęgniarka ja swojemu kazałam zabrać z domu ręcznik, koszule, szlafrok i przybory toaletowe. Z pielęgniarka poszłam na górę, a tam ruch na ginekologii jak w świeta w marketach, zaprowadziła mnie do lekarza, krótki wywiad, kiedy pierwsza miesiaczka, termin porodu, która ciąża, kto prowadzący, jakie leki przyjmowałam no i pytanie o te wody. Pan doktor sedziwy człowiek kazał zabrać mnie na USG, a tam: kolejka ........ czekałam 50 minut w tym mój M wrócił już z potrzebnymi przyborami, wyszłam do Niego , odebrałam rzeczy i kazałam poczekac bo może po USG mnie puszczą. Przyszła moja kolej na badanie, przy badaniu był lekarz i połozna, zbadała tętno i powiedziała: ''łoo, z takim tetnem to nie do porodu'', maca mnie doctore sędziwy po brzuchu az mi mały skacze z lewej na prawą stronę, jeżdzi aparatem i mówi, że ''wycieku nie widać, ale to słaby sprzet jest więc zostawic na obserwacji'', potem badanie palcowe na samolocie, kiwał tylko głową słowa do mnie nie mówiąc i kazał zostać, powiedział pielegniarce, żeby sprawdzic czy się wody nadal saczą, więc myślałam, że ten test cały zrobią a tu mi babka daje mega podpachę z ligniny i mówi, że za godzine ktoś przyjdzie ja oblukac
....dostałam fajne miejsce na : KORYTARZU niedaleko sali gdzie się rodzi. Wrażeń miałam na całą noc, no i musiałam co chwila koszule do góry zadzierać, oczywiście nie spałam bo jakże! co chwila ktoś łaził, krzyki, normalnie odjazd. Rano podszedł do mnie lekarz jakiś młody - chyba miał po drodze bo szedł do kogoś dalej ale ,że jako byłam na korytarzu to się mną zainteresował.
pokiwał głową ''no tak, no tak'' i poszedł! - chciałam krzyknąc: ''dzięki za info!'' ......
współczuje i podziwiam tego spokoju i takiej cierpliwości ja pewnie bym zrobiła dym wbo w takich sytuacjach dopada mnie adhd!!!!