reklama
D
daffodill
Gość
Czesc laseczki moje ciezaroweczki
Tak jak obiecalam wskoczylam popoludniu aby sie porzywitac z wami Rano bylismy z Fifolem w szpitalu bo maz odebral wyniki i bilirubina Fifi mial 14,6 ( norma 12 ).U nas pediatra skierowala nas odrazu na odzial ,gdzie ja sie poryczalam !Ale maz zadzwonil do babki ktora odbierala Fifola przy porodzie i ta kazala nam przyjechac z malym i sie nie denerwowac.
Kobieta obejrzala malego i powiedziala ze jest zolty ale nie trzeba go do szpitala klas jak narazie i sprobojemy fototerapi w domku bo maja sprzet ktory moga nam wypozyczyc do domku za oplata ,tak wiec zaplacilismy i z receptami i bilibedem ( lampami ) wrociclismy do domu ,maly od 12 lezy w tych lampach ,pediatra kazala dopajac go glukoza bo musi czesto robic siku ,nawet lepiej zrezygnowac z dawania mleczka co drugie karmienie i dopajac glukoza aby czesto robil siku. Wogole kazala odstawic na 2 dni od piersi bo byc moze moje mleko powoduje u niego wzrost bilirubiny ,tak wiec biedny nauczyl sie z cycka a teraz cycka mu zabrali ,musze sciagac i wylewac melko a nawal mam taki ze nienadarzam !NO ale musimy.zal mi go bo nawet na rece nie moge go brac za czesto !dla niego jest najlepsze teraz jak bedzie siedzial w lampach jak najdluzej.zwiekszylam dawke wit .K co powinno pomoc przy rozkladaniu sie bilirubiny szybciej czy cos w tym stylu .Myslama ze bede kobiete po nogach calowac ze to ze dala nam mozliwosc wypozyczenia sperztu i ze nie musimy lezec w szpitalu.Oby ta fototerapia nam cos pomogla.Pediatra mowila ze gorsza zoltaczka jest np w p[ierwszej dobie urodzeniowej dziecka bo to jest juz zoltaczka patologiczna a ta co fifi przechodzi jest to zoltaczka fizjologiczna czy jakos tak tylko ze ma zbyt gesta krew ( przy pobieraniu to widac) co nie pomaga pozbyc sie bilirubiny.
NO nic noc bedziemy zapewne mieli ciezka bo maly chce na rece i ine bardzo chjce lezec w tym ,ale damy rade ,oby tylko nam to pomoglo!
Tak se lezy Fifolek ,a takim kombinezonie a od spodu jest oswietlony lampami !
https://www.babyboom.pl/forum/[URL=...hack.us/img267/4356/img2665x.jpg[/IMG][/URL]
cudasny jest twoj fifolek:-)
jak patrze na te kruszynki to juz tak bardzo chce swoja miec...
chwyta mnie chwilami bol brzucha ale jest on zupelnie do zneisienia wiec to pewnie zaden znak.. no i ogromna ilosc wydzieliny mam ale takiej rozwodnionej.. bo tylko taka mam od dluzszego czasu.
Marzka ja też mam skróconą szyjkę a na ktg zapisał się jeden bardzo ładny skurcz. Z zapisu ktg wychodzi mi, że na 100%, ale sama nie wiem, bo ja go nie czułam, tylko brzuch mi stwardniał.
Akasiam a niedawno nawet tu na forum był temat, jak kobieta może się nie zorientować, że jest w ciąży. Jak widać, może
Akasiam a niedawno nawet tu na forum był temat, jak kobieta może się nie zorientować, że jest w ciąży. Jak widać, może
czesc laseczki:-):-) ja dzis tak jk pisalam po wizycie u pani doktor jestem a wiec.... mocz wyszedl mi super , szyjka delikatnie zsie skrocila ale jak to polozna powiedziala ze nie sadzi by mala pchala sie na ten swiat,,,, raczej jej tam dobrze i jeszcze troszke posiedzi,............. a krecila sie niemlosiernie:-) no i mam 14 kg na plusie......... ale jak zobaczyla moje dlonie i stopy to stwierdzila ze ze 2 kg to na opuchlizne mi poszlo poza tym wszystko w porzadku...
nastepna wizyta za tydzien.....no chyba zeby sie cos dziac zaczelo:-):-)
nastepna wizyta za tydzien.....no chyba zeby sie cos dziac zaczelo:-):-)
D
daffodill
Gość
czesc laseczki:-):-) ja dzis tak jk pisalam po wizycie u pani doktor jestem a wiec.... mocz wyszedl mi super , szyjka delikatnie zsie skrocila ale jak to polozna powiedziala ze nie sadzi by mala pchala sie na ten swiat,,,, raczej jej tam dobrze i jeszcze troszke posiedzi,............. a krecila sie niemlosiernie:-) no i mam 14 kg na plusie......... ale jak zobaczyla moje dlonie i stopy to stwierdzila ze ze 2 kg to na opuchlizne mi poszlo poza tym wszystko w porzadku...
nastepna wizyta za tydzien.....no chyba zeby sie cos dziac zaczelo:-):-)
super wiesci wizyta udana:-) oby tak dalej:-)
D
daffodill
Gość
daffi czy tym masz już rozwarcie?
na ostatnim badaniu 1cm a teraz nie wiem!?
Hello po poludniu
Mi bardzo szybko minal dzis dzien. Rano poszlam na poczte i zmeczylam sie tym bardziej niz jak chodzilam do pracy a pozniej wyjatkowo zasnelam na dosyc dlugo
Fajnie z Filipkowi udalo sie uniknac szpitala. Oby bylo coraz lepiej i lepiej.
Dziewczyny powiedzcie co macie dzis na obiad. Ja ani nie mam apetytu, ani weny na wymyslenie czegos co moge zrobic. Moze sciagne od Was, w koncu co kilka glow to nie jedna
Pisalyscie dzis o spaniu na brzuchu. Normalnie na jakies sztuczki cyrkowe na naszym etapie to mi zakrawa Chcialabym zobaczyc jak taka pozycja wyglada bo siebie zupelnie sobie nie wybrazam tak spiacej
Mi bardzo szybko minal dzis dzien. Rano poszlam na poczte i zmeczylam sie tym bardziej niz jak chodzilam do pracy a pozniej wyjatkowo zasnelam na dosyc dlugo
Fajnie z Filipkowi udalo sie uniknac szpitala. Oby bylo coraz lepiej i lepiej.
Dziewczyny powiedzcie co macie dzis na obiad. Ja ani nie mam apetytu, ani weny na wymyslenie czegos co moge zrobic. Moze sciagne od Was, w koncu co kilka glow to nie jedna
Pisalyscie dzis o spaniu na brzuchu. Normalnie na jakies sztuczki cyrkowe na naszym etapie to mi zakrawa Chcialabym zobaczyc jak taka pozycja wyglada bo siebie zupelnie sobie nie wybrazam tak spiacej
reklama
akozka
Misia Kosia 3.12.09
Hejka! Nadrabiłam ostatni chyba tydzień, co usiadłam to nowe 50 stron... Ale to już za mną! Teraz mogę spróbować przez kilka dni być w miarę na bieżąco, bo za tydzień przyjeżdżają moi Rodzice do pomocy a za 8 dni CC.
Wszystkim solenizantkom i jubilatkom z ostatnich kilku dni - wszystkiego najlepszego!!! Ślicznych maleństw, szybkiego i łatwego porodu a potem duuużo radości z dzieciątkiem w domku!
Ciekawa sprawa z tą cesarką. Odkąd się dowiedziałam dokładnie o terminie to przestałam zważać na jakiekolwiek objawy porodu. Po prostu czekam na swój dzień i tyle. Zaplanowałam sobie już co którego dnia robię, poinformowałam Misię, żeby się nie wygłupiała i nie psuła planów, bo nie dostanie prezentów na Gwiazdkę (nie zdążę kupić ) i tak sobie trwamy i odkreślamy po kolei co zrobione. Zero stresu na razie, super sprawa :-) Coś jednak jest z tą psychiką
Odnośnie porodów itp. Jak tak czytam, że w Polsce za wszystko się płaci to dochodzę do wniosku, że poród w Szwecji nie jest taki tragiczny. Może i ciąża jest traktowana nieco inaczej, bo co ma być to będzie, ale dzięki temu jest ponad 95% urodzeń żywych i w miarę zdrowych. A sam poród jest za darmo, trzeba tylko zapłacić za salę i jedzenie (Tatuś 270 koron, Mamusia 80 - czyli razem jakieś 150 zł za dobę). Za to mamy wszystkie udogodnienia, wanna, łóżka, sale rodzinne (dla mamy, taty i maleństwa), opiekę laktacyjną, położna i pielęgniarka na zawołanie, pediatra na oddziale, anastezjolog non - stop (chyba, że jakiś poważny wypadek, to trzeba poczekać parę minut aż zejdzie z innego oddziału), piłki różne, itp. Każda sala ma łazienkę z prysznicem, dwa łóżka, łóżeczko dla maleństwa, itd. Do tego jeszcze można sobie "zaklepać" salę u położnej, jeśli ciąża jest prowadzona przez gabinet położniczy związany ze szpitalem i ciąża nie jest trudna. Zaklepać, czyli mieć pewność, że choćby się paliło i było 1000 osób w kolejce, to dla rodzącej sala się znajdzie, choćby nie wiem co i nie wiem kiedy się działo. Osobno też są porody planowane, osobno naturalne, osobno cesarki awaryjne - każda ma swoje piętro, swoje sale, swoich specjalistów, itp. Raj po prostu... Jedyne co muszę zrobić przed porodem to zadzwonić, że już jadę (jeśli nie planowane) i ustalić na które piętro się dostać. A i wziąć papier z grupą krwi, bo resztę badań zrobią na miejscu.
Wszystkie papiery dotyczące ciąży i porodu są w formie elektronicznej w systemie i nic nikomu nie wysyłają - mój lekarz ma dostęp do danych moich i dziecka (o ile wyraziłam na to zgodę), moja przychodnia - którą wybrałam dla dziecka - dostaje dostęp do danych od razu gdy wybiorę która to, itp. Niczym się nie martwię, nie stresuję dodatkowo, bo od tego jest moja położna, żeby wszystko grało. Potem te obowiązki przejmuje lekarz Małej i też czuwa, żeby wszystko było ok. Ot, państwo opiekuńcze. Pełen socjalizm w najlepszej formie. Gdy pomyślę, że miałabym zapłacić tyle kasy za to, żeby rodzić w godnych warunkach to aż mnie skręca w środku. I zaczynam rozumieć moją bratową, która w czasie ciąży w ostatnim trymestrze w tygodniu potrafiła odwiedzić 3 lekarzy, żeby zapewnić sobie dobre warunki do rodzenia w Łodzi. A tu będą mnie jeszcze przepraszać, jeśli coś będzie nie po mojej myśli. Nawet jeśli to taka drobnostka jak to, że pielęgniarka nie zrozumiała co powiedziałam, bo mówiłam do niej po polsku a nie angielsku czy szwedzku...
Co do puchnięcia rąk, nóg, niewygody spania, itp. Oj ciężko jest, muszę przyznać. Ręce odtajają mi dopiero jakieś 3-4 godziny po wstaniu, tzn. zaczynam mieć w nich czucie. Nie jestem w stanie zanieść dwóch talerzy w dwóch rękach z kuchni do pokoju, bo zwyczajnie nie czuję nic a ręce nie reagują na moje "zachcianki". Czasem mam wrażenie, że zaraz upuszczę to co niosę. Mam nadzieję, że to przejdzie po porodzie, bo inaczej nie wezmę dziecka do ręki! Nogi to samo, nie mogę wstać, chodzę jak ofiara losu, o ile chodzę a nie siedzę, bo nie mogę na nich ustać. Postawiliśmy już łóżeczko przy łóżku i teraz żeby iść w nocy siku to muszę się przeczołgać w nogi łóżka - to jest tragedia! Zastanawiam się czy nie odstawić łóżeczka na te kilka dni gdzieś dalej, żebym mogła się sturlać jak do tej pory A jeśli chodzi o objawy w ciąży to dopiero 3 trymestr daje mi się we znaki. Początki były cudowne, pierwsze miesiące to był raj, potem nieco gorzej a teraz to już chyba faktycznie wiek wychodzi ze mnie... Marudna się zrobiłam, leniwa i wszystko mnie boli... Jedyne co mnie trzyma przy jakim takim zdrowym rozsądku to to, że postanowiłam do Świąt odzyskać formę (w sensie być w stanie wszystko przygotować), żeby nie dać Teściowi tematu do awantury Tak więc ostatnie dni marudzenia a potem biorę się za siebie (z dzieckiem przy boku).
Kosz na śmierdzące pieluszki - tutaj dają w prezencie razem z paczką worków i kuponem na zniżkę na następne 3 paczki. Pampers daje. Może w Polsce też są jakieś firmy, które rozdają gratisy? Od Pampersa dostałam właśnie kosz i masę drobiazgów, od Libero mam dostać w szpitalu torbę z reklamówkami, pieluchami i jeszcze jakimiś informacjami, itd. Co chwila ktoś gdzieś coś daje, wystarczy się zapisać na stronie i odebrać potem w sklepie albo pocztą przyjdzie. Powoli przestaję się dziwić, że w Polsce jest tak mało dzieci...
Co do świńskiej grypy - tutaj też wprowadzili zakaz odwiedzin dla rodzin, ale to dlatego, że nie wszyscy się jeszcze zaszczepili. Porody rodzinne są jak najbardziej, bo po ciężarówkach drugą grupą do szczepienia byli członkowie najbliższej rodziny (Tatuś dziecka, rodzeństwo, potem dziadkowie mieszkający itp.). Odwiedzać można tylko w dwie osoby na raz, a że tatuś jest już na miejscu to może przyjść np. babcia z braciszkiem czy coś. No i po 2-3 dniach się wychodzi, więc nie jest tak źle... można przeżyć 3 dni bez wizyt rodzinki ;-)
Genetyka dzidzi - też ciekawa sprawa :-) My z bratem jesteśmy niemal identyczni z wyglądu, zachowania itp. Swego czasu mieliśmy podobne okulary nawet i czasem ludzie na ulicy się zastanawiali czy ja to ja czy on (6 lat różnicy!). Z charakteru ja jestem podobna do babci (mamy mamy) brat nie wiadomo do kogo, najprawdopodobniej do dziadka mamy. Ale już choroby genetyczne łatwo wyczaić co po kim - ja mam typowe dla żeńskiej linii od naszej mamy, brat ma po męskiej linii od naszego taty, z ewentualnymi przeskokami o jedno pokolenie. Z kolei jak patrzę na Marcina i jego rodzinę to zupełnie nie mam pojęcia po kim on jest taki. Wszyscy w rodzinie mają max. 175 cm wzrostu - Marcin ma prawie 190. Wszyscy okrągli, Marcin też trochę przez ciążę (hihi), jego brat patyk totalny, zero tłuszczu czy czegokolwiek. Bardzo jestem ciekawa w kogo wrodzi się Misiula, bo z 3D wygląda jakby żywy Marcin (cofnięty lekko podbródek, charakterystyczny nos)... Zobaczymy... jeszcze tylko tydzień Co ciekawe mój brat rodził się barkiem do przodu, ja się ustawiłam pupą na świat i Misiulka robi dokładnie to samo - może to też jest genetyczne?
No i jestem na bieżąco. Wybaczcie taki długi wpis, ale chciałam się zmieścić ze wszystkim w jednym, żeby mniej stron było do nadganiania ;-)
A teraz wreszcie czas pomyśleć o jakimś obiedzie, bo zaraz Marcin wróci z pracy a ja nawet pomysłu nie mam :-(
Wszystkim solenizantkom i jubilatkom z ostatnich kilku dni - wszystkiego najlepszego!!! Ślicznych maleństw, szybkiego i łatwego porodu a potem duuużo radości z dzieciątkiem w domku!
Ciekawa sprawa z tą cesarką. Odkąd się dowiedziałam dokładnie o terminie to przestałam zważać na jakiekolwiek objawy porodu. Po prostu czekam na swój dzień i tyle. Zaplanowałam sobie już co którego dnia robię, poinformowałam Misię, żeby się nie wygłupiała i nie psuła planów, bo nie dostanie prezentów na Gwiazdkę (nie zdążę kupić ) i tak sobie trwamy i odkreślamy po kolei co zrobione. Zero stresu na razie, super sprawa :-) Coś jednak jest z tą psychiką
Odnośnie porodów itp. Jak tak czytam, że w Polsce za wszystko się płaci to dochodzę do wniosku, że poród w Szwecji nie jest taki tragiczny. Może i ciąża jest traktowana nieco inaczej, bo co ma być to będzie, ale dzięki temu jest ponad 95% urodzeń żywych i w miarę zdrowych. A sam poród jest za darmo, trzeba tylko zapłacić za salę i jedzenie (Tatuś 270 koron, Mamusia 80 - czyli razem jakieś 150 zł za dobę). Za to mamy wszystkie udogodnienia, wanna, łóżka, sale rodzinne (dla mamy, taty i maleństwa), opiekę laktacyjną, położna i pielęgniarka na zawołanie, pediatra na oddziale, anastezjolog non - stop (chyba, że jakiś poważny wypadek, to trzeba poczekać parę minut aż zejdzie z innego oddziału), piłki różne, itp. Każda sala ma łazienkę z prysznicem, dwa łóżka, łóżeczko dla maleństwa, itd. Do tego jeszcze można sobie "zaklepać" salę u położnej, jeśli ciąża jest prowadzona przez gabinet położniczy związany ze szpitalem i ciąża nie jest trudna. Zaklepać, czyli mieć pewność, że choćby się paliło i było 1000 osób w kolejce, to dla rodzącej sala się znajdzie, choćby nie wiem co i nie wiem kiedy się działo. Osobno też są porody planowane, osobno naturalne, osobno cesarki awaryjne - każda ma swoje piętro, swoje sale, swoich specjalistów, itp. Raj po prostu... Jedyne co muszę zrobić przed porodem to zadzwonić, że już jadę (jeśli nie planowane) i ustalić na które piętro się dostać. A i wziąć papier z grupą krwi, bo resztę badań zrobią na miejscu.
Wszystkie papiery dotyczące ciąży i porodu są w formie elektronicznej w systemie i nic nikomu nie wysyłają - mój lekarz ma dostęp do danych moich i dziecka (o ile wyraziłam na to zgodę), moja przychodnia - którą wybrałam dla dziecka - dostaje dostęp do danych od razu gdy wybiorę która to, itp. Niczym się nie martwię, nie stresuję dodatkowo, bo od tego jest moja położna, żeby wszystko grało. Potem te obowiązki przejmuje lekarz Małej i też czuwa, żeby wszystko było ok. Ot, państwo opiekuńcze. Pełen socjalizm w najlepszej formie. Gdy pomyślę, że miałabym zapłacić tyle kasy za to, żeby rodzić w godnych warunkach to aż mnie skręca w środku. I zaczynam rozumieć moją bratową, która w czasie ciąży w ostatnim trymestrze w tygodniu potrafiła odwiedzić 3 lekarzy, żeby zapewnić sobie dobre warunki do rodzenia w Łodzi. A tu będą mnie jeszcze przepraszać, jeśli coś będzie nie po mojej myśli. Nawet jeśli to taka drobnostka jak to, że pielęgniarka nie zrozumiała co powiedziałam, bo mówiłam do niej po polsku a nie angielsku czy szwedzku...
Co do puchnięcia rąk, nóg, niewygody spania, itp. Oj ciężko jest, muszę przyznać. Ręce odtajają mi dopiero jakieś 3-4 godziny po wstaniu, tzn. zaczynam mieć w nich czucie. Nie jestem w stanie zanieść dwóch talerzy w dwóch rękach z kuchni do pokoju, bo zwyczajnie nie czuję nic a ręce nie reagują na moje "zachcianki". Czasem mam wrażenie, że zaraz upuszczę to co niosę. Mam nadzieję, że to przejdzie po porodzie, bo inaczej nie wezmę dziecka do ręki! Nogi to samo, nie mogę wstać, chodzę jak ofiara losu, o ile chodzę a nie siedzę, bo nie mogę na nich ustać. Postawiliśmy już łóżeczko przy łóżku i teraz żeby iść w nocy siku to muszę się przeczołgać w nogi łóżka - to jest tragedia! Zastanawiam się czy nie odstawić łóżeczka na te kilka dni gdzieś dalej, żebym mogła się sturlać jak do tej pory A jeśli chodzi o objawy w ciąży to dopiero 3 trymestr daje mi się we znaki. Początki były cudowne, pierwsze miesiące to był raj, potem nieco gorzej a teraz to już chyba faktycznie wiek wychodzi ze mnie... Marudna się zrobiłam, leniwa i wszystko mnie boli... Jedyne co mnie trzyma przy jakim takim zdrowym rozsądku to to, że postanowiłam do Świąt odzyskać formę (w sensie być w stanie wszystko przygotować), żeby nie dać Teściowi tematu do awantury Tak więc ostatnie dni marudzenia a potem biorę się za siebie (z dzieckiem przy boku).
Kosz na śmierdzące pieluszki - tutaj dają w prezencie razem z paczką worków i kuponem na zniżkę na następne 3 paczki. Pampers daje. Może w Polsce też są jakieś firmy, które rozdają gratisy? Od Pampersa dostałam właśnie kosz i masę drobiazgów, od Libero mam dostać w szpitalu torbę z reklamówkami, pieluchami i jeszcze jakimiś informacjami, itd. Co chwila ktoś gdzieś coś daje, wystarczy się zapisać na stronie i odebrać potem w sklepie albo pocztą przyjdzie. Powoli przestaję się dziwić, że w Polsce jest tak mało dzieci...
Co do świńskiej grypy - tutaj też wprowadzili zakaz odwiedzin dla rodzin, ale to dlatego, że nie wszyscy się jeszcze zaszczepili. Porody rodzinne są jak najbardziej, bo po ciężarówkach drugą grupą do szczepienia byli członkowie najbliższej rodziny (Tatuś dziecka, rodzeństwo, potem dziadkowie mieszkający itp.). Odwiedzać można tylko w dwie osoby na raz, a że tatuś jest już na miejscu to może przyjść np. babcia z braciszkiem czy coś. No i po 2-3 dniach się wychodzi, więc nie jest tak źle... można przeżyć 3 dni bez wizyt rodzinki ;-)
Genetyka dzidzi - też ciekawa sprawa :-) My z bratem jesteśmy niemal identyczni z wyglądu, zachowania itp. Swego czasu mieliśmy podobne okulary nawet i czasem ludzie na ulicy się zastanawiali czy ja to ja czy on (6 lat różnicy!). Z charakteru ja jestem podobna do babci (mamy mamy) brat nie wiadomo do kogo, najprawdopodobniej do dziadka mamy. Ale już choroby genetyczne łatwo wyczaić co po kim - ja mam typowe dla żeńskiej linii od naszej mamy, brat ma po męskiej linii od naszego taty, z ewentualnymi przeskokami o jedno pokolenie. Z kolei jak patrzę na Marcina i jego rodzinę to zupełnie nie mam pojęcia po kim on jest taki. Wszyscy w rodzinie mają max. 175 cm wzrostu - Marcin ma prawie 190. Wszyscy okrągli, Marcin też trochę przez ciążę (hihi), jego brat patyk totalny, zero tłuszczu czy czegokolwiek. Bardzo jestem ciekawa w kogo wrodzi się Misiula, bo z 3D wygląda jakby żywy Marcin (cofnięty lekko podbródek, charakterystyczny nos)... Zobaczymy... jeszcze tylko tydzień Co ciekawe mój brat rodził się barkiem do przodu, ja się ustawiłam pupą na świat i Misiulka robi dokładnie to samo - może to też jest genetyczne?
No i jestem na bieżąco. Wybaczcie taki długi wpis, ale chciałam się zmieścić ze wszystkim w jednym, żeby mniej stron było do nadganiania ;-)
A teraz wreszcie czas pomyśleć o jakimś obiedzie, bo zaraz Marcin wróci z pracy a ja nawet pomysłu nie mam :-(
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 2 tys
- Wyświetleń
- 118 tys
- Odpowiedzi
- 3 tys
- Wyświetleń
- 270 tys
Podziel się: