Tak wiem, ale nie jest to gwarantem. Ja nie czuje się na siłach. Wiem, że może brzmi to niedorzecznie. Ale tak czuję i jak wszyscy mi dookoła mówią, że jak si urodzi to zapomnę o wszystkim to chyba wolne żarty sobie robią.
No ja bym bez zwolnienia nie wyrobiła w mojej pracy. A dwa to jest nieciekawa atmosfera i w ogóle. Fałszywie prorodzinni są, a jak były dziewczyny co ich dzieci chorowite to albo umowy nie przedłużali albo zwolnienie dostawały z pracy, a ostatnio się jeszcze bardziej zaostrzyło. Szkoda, że za prawdziwych leserów się nie biorą tylko za normalnych ludzi jak zawsze...
Ja w pracy miałam super powrót, zarówno teraz z synkiem, jak wcześniej po skróconym macierzyńskim po stracie córki.
Zero krzywych spojrzeń tylko pomoc. Po powrocie we wrześniu ubiegłego roku synek miał rok i trzy miesiące. Na zwolnienie poszłam raz na kilka trzy dni. W listopadzie. I teraz ten tydzień. To moje jedyne wolne w całym roku szkolnym.
Nawet ostatnio rodzice uczniów powiedzieli że jak sie dowiedzieli, że mam małe dziecko to bali się że więcej mnie nie będzie niż będzie.
Co do zwolnienia. Teraz wzięłam tydzień wolnego. Wracam zamykam rok szkolny i już z nie wracam. Taki plan i mam nadzieję że się spełni.
Troszkę szkoda mi zostawiać klasę, ale własne dziecko ważniejsze
a ja zawsze chciałam by mój Wiko miał rodzeństwo, by nie był sam.
Co do porodu, tego się nie zapomina.
Dla mnie to taki był ból że teraz nawet nie umiem sobie to wyobrazić. Z córką poród choć odbył się jak byłam w 24 tygodniu wspominam gorzej, choć trwał 20 minut i łyżeczkowanie....
Z synkiem 3 godzinki i po sprawie. Znieczulenie dostałam na partych bólach było, działało jeszcze jak mnie zszywali po nacięciu krocza.
Sam poród nie był łatwy, tabun ludu był koło mnie bo. Tętno małego zanikało i szybko musieli go na neonatologie zawieść...
A z córką zero znieczulenia, nawet przy łyżeczkowaniu i pretensja że mogłam nie jeść, że ogólnie nie przygotowana jestem do porodu, nie miałam Rzeczy, niczego... Bóle złapały mnie jak byłam na walentynkowej kolacji z moim R.
Szpital ten omijam dużym łukiem. Nawet ostatnio jak palec siebie rozcielam to pojechaliśmy gdzie indziej na szycie.
Tym razem mam nadzieję że poporodzie dostanę dziecko do przytulania. Choć na chwilę.
Mi tego najbardziej brakowało. Zamiast tego pustka i strach czy będzie dobrze.
Ból porodowy przy tej pustce to pikuś. Było dziecko, dziecka nie ma i nie wiesz co z nim.
I czekanie na lekarza na informacje o dziecku. Z synkiem lekarka przyszła i mi wszytsko tłumaczyła gdzie jest co ma podawanie. Dużo z tego nie pamiętam odłączyłam się jak powiedziała że mały żyje, oddycha samodzielnie. Wówczas już wiedziałam że będzie z nim ok.
Poród mnie nie wymęczył. Już kilka godzin po porodzie normalnie funkcjonowałam. I koczowalam przy inkubatorze
A właśnie dziewczyny jak teraz jest. Czy są już odwiedziny w szpitalu?
Ja małego rodziłam na początku pandemii i cały pobyt w szpitalu byłam sama. Zero odwiedzin. Tylko paczka z rzeczami.