Żałuję, że przyjechałam do moich rodziców. Znowu zero szacunku do czyichś przekonań. Wiedzą, że brzydzą mnie tematy związane z krwią, bo mam hemofobię (lęk przed krwią) i mi przy jedzeniu gadają o jedzeniu krwi. Mówię, że proszę przestać, a oni że normalny temat i to ja nie muszę ich słuchać. Powiedziałam, że chociaż raz mogliby mieć szacunek do cudzych uczuć, a oni, że to ja nie mam szacunku. Faktycznie, nie mam szacunku, bo grzecznie poprosiłam o to, żeby przestali mówić przy jedzeniu o takich rzeczach. Wyszłam w końcu z pokoju, bo przecież to znowu ja jestem nienormalna. Wczoraj prosiłam o to aby nie przekraczali moich granic i przestali ze mnie żartować, to usłyszałam, że to ja się nie znam na żartach i nie mam do nikogo szacunku, a nie oni i powinno mnie śmieszyć obrażanie mnie, bo oni wcale moich granic nie przekraczają! Mój chłop powiedział, że już zauważył, że oni mają jakieś podwójne standardy. Mówisz im grzecznie, ładnie, że odczuwasz negatywne emocje i prosisz żeby więcej tego nie robili, a oni, że ja im psuję święta. A to ja ich obrażam i sobie z nich „żartuję” czy oni ze mnie? Mam dość. Nienawidzę świąt.