Moja mama jest wzorem matki. Wspierająca, kochająca, całkowicie oddana rodzinie. Ale szczerze mówiąc, nie chciałabym być taką matką, czy raczej musieć być taką matką, bo to życie wymusiło na mojej mamie te wszystkie próby. To przerażające, ale moi rodzice odkąd się urodziłam nigdy nie pojechali na wakacje. Żadne, nawet nad morze. Max to do rodziny i ostatnimi laty na domek na Mazurach do znajomego. Każdy grosz wydawali na dzieci albo z myślą o dzieciach. Moja mama nie miała możliwości zawalczyć o lepsze perspektywy zawodowe, bo ja chorowałam przewlekle przez całe dzieciństwo (szpitale i lekarze non stop), a kiedy się unormowało moja siostra miała wypadek, gdzie miała 10% szans na przeżycie (na szczęście żyje, i jest samodzielna). Pracowała bardzo ciężko, mimo bólu rąk (objawy zespołu cieśni nadgarstka ale wykluczone badaniami i nie wiadomo co z tym zrobić). Dopiero teraz kiedy jesteśmy dorosłe mama uczy się brać coś z życia dla siebie. Chodzi na zumbę, zaczęła mieć życie towarzyskie, latem czasem pojadą do znajomego na Mazury, ostatnio była na kajakach. Ale wiecie co? Ona i tak by to wszystko rzuciła, żeby się teraz poświęcać dla wnuków. Co gorsza, znowu by pracowała ponad swoje siły, żeby w razie czego móc pomóc albo rozpieszczać wnuki. Ja nie mam ubranek dla dziecka. Ona ma 2 kartony rzeczy (co prawda większość rzeczy od koleżanek albo za darmo bo sąsiad był przedstawicielem jakieś dziecięcej marki). No ale jednak MA TO WSZYSTKO OD KILKU LAT.
Ja bym tak chyba nie umiała, ja i stary jesteśmy hedonistami, popadamy w depresję, kiedy w naszym życiu zaczyna brakować przyjemności. Męczeństwo mojej mamy kosztowało mnie kilka długich sesji u psychologa