maassandra
Zaangażowana w BB
- Dołączył(a)
- 3 Czerwiec 2005
- Postów
- 121
c.d.
po ktg milo spedzalismy czas na pordowce, co jakis czas ktos do nas zagladal. o 14.00 okazalo sie, ze rozwarcie nie postepuje, wiec dali mi jakies czopki rozkurczowe. i dalej tak sobie siedzialismy, skurcze bolaly, ale szlo wytrzymac maz byl caly czas ze mna ( przebrany w rozowy uniform ) i wspieral ( przynosil wode, przemycal jedzenie) i tak czas uplynal do 17.00. i tu sie okazalo, ze rozwarcie nie postpuje nadal 3 cm. polozna wiec zapytala czy wyrazam zgode na jakis zastrzyk rozkurczowy ( wyrazilam ;D) i zrobila mi masaz szyjki, dzieki czemu zrobilo sie 4,5 cm . przypomne, ze do wody mozna wejsc jak ma sie 5 cm. czas plynal skurcze sie nasilaly, ale jeszcze spokojnie wytrzymywalam. siedzialam na pilce i kolyslam sie. czas plynal. o 19.00 skrcze przybraly nas sile i mialam kryzys. przed 20.00 dowiedzialam sie, ze rozwarcie nie postapilo i nadal jest 4,5 cm. polozna zrobila mi masaz szyjki na skurczu - to juz trrooche bolalo, ale mi sie bardzo spieszylo do wody. dzieki temu moglam nareszcie skorzystac z wanny. przez te pol godziny bylo super - woda naprawde lagodzila bol, chociaz trzeba przyznac, ze calkowicie nie likwidowala. po wyjsciu z wody okazalo sie, ze rozwarcie nie idzie wiec zgodzilam sie na oksytocyne....i tu sie zaczela jazda na maxa ;D niestety nawet mimo tego rozwarcie szlo bardzo wolno i po raz kolejny weszlam do wody przed 22.00 ( mozna wejsc dopiero jak glowka zejdzie bardzo nisko do kanalu i widac ja na zwenatrz). bylam juz bardz zmeczona, bo to bylo juz ponad 20 godzin od rozpoczecia skurczow. bardzo mi sie spieszylo do tej wody ( pamietam, ze jak mi powiedziano, ze juz moge to ja stwierdzialm - to dalej, szybko, szybko, szybko....). samo parcie nie bolalo tak jak skurcze rozwierajace. musialam sie troche wysilic. kilkakrotnie Marysia juz prawie wychodzila, a mi brakowalo sily, zeby ja wyprzec. w koncu po nacieciu Mala wyslizgnela sie i dali mi ja do otrzymania ;D pomyslalam wtedy - jaka ona sliczna ;D i czulam wielka ulge, ze to juz po wszystkim cdn.
po ktg milo spedzalismy czas na pordowce, co jakis czas ktos do nas zagladal. o 14.00 okazalo sie, ze rozwarcie nie postepuje, wiec dali mi jakies czopki rozkurczowe. i dalej tak sobie siedzialismy, skurcze bolaly, ale szlo wytrzymac maz byl caly czas ze mna ( przebrany w rozowy uniform ) i wspieral ( przynosil wode, przemycal jedzenie) i tak czas uplynal do 17.00. i tu sie okazalo, ze rozwarcie nie postpuje nadal 3 cm. polozna wiec zapytala czy wyrazam zgode na jakis zastrzyk rozkurczowy ( wyrazilam ;D) i zrobila mi masaz szyjki, dzieki czemu zrobilo sie 4,5 cm . przypomne, ze do wody mozna wejsc jak ma sie 5 cm. czas plynal skurcze sie nasilaly, ale jeszcze spokojnie wytrzymywalam. siedzialam na pilce i kolyslam sie. czas plynal. o 19.00 skrcze przybraly nas sile i mialam kryzys. przed 20.00 dowiedzialam sie, ze rozwarcie nie postapilo i nadal jest 4,5 cm. polozna zrobila mi masaz szyjki na skurczu - to juz trrooche bolalo, ale mi sie bardzo spieszylo do wody. dzieki temu moglam nareszcie skorzystac z wanny. przez te pol godziny bylo super - woda naprawde lagodzila bol, chociaz trzeba przyznac, ze calkowicie nie likwidowala. po wyjsciu z wody okazalo sie, ze rozwarcie nie idzie wiec zgodzilam sie na oksytocyne....i tu sie zaczela jazda na maxa ;D niestety nawet mimo tego rozwarcie szlo bardzo wolno i po raz kolejny weszlam do wody przed 22.00 ( mozna wejsc dopiero jak glowka zejdzie bardzo nisko do kanalu i widac ja na zwenatrz). bylam juz bardz zmeczona, bo to bylo juz ponad 20 godzin od rozpoczecia skurczow. bardzo mi sie spieszylo do tej wody ( pamietam, ze jak mi powiedziano, ze juz moge to ja stwierdzialm - to dalej, szybko, szybko, szybko....). samo parcie nie bolalo tak jak skurcze rozwierajace. musialam sie troche wysilic. kilkakrotnie Marysia juz prawie wychodzila, a mi brakowalo sily, zeby ja wyprzec. w koncu po nacieciu Mala wyslizgnela sie i dali mi ja do otrzymania ;D pomyslalam wtedy - jaka ona sliczna ;D i czulam wielka ulge, ze to juz po wszystkim cdn.