hej dziewczyny
My już w domku. Jak już pewnie wiecie od mojego mężusia i Doris- w nocy z soboty na niedzielę trafliśmy na ip. I choć wszytko skończylo się wsumie dobrze przeżyliśmy małe piekło- od czwartku miałam częste i sile twardnienia, non stop polegiwałam, w nocy obudziły mnie bóle i twardy brzuch. poszłam do toalety a tam niteczka krwi... Nie panikowałam jeszcze- pomyślałam, że pewnie pękło naczynko jakieś. Spakowałam się i pojechaliśmy. Na ip dali M. dokumenty do wypełniania a ja poszłam się przebrać w koszulę. Przy okazji zrobiłam siusiu i przy pocieraniu znów była krew- tyle że więcej i w formie skrzepów takich malych. Wtedy pomyslałam, że to koniec. Raz straciłam ciążę i wiem jak przebiega poronienie... M. pobiegl po lekarza a ja wpadłam w mega histerię, ale wtedy poczułam malego kopniaczka. Odetchnęliśmy z ulgą, ale tylko troszkę, bo baliśmy się ze to może poród się zaczyna. Learze też tak myśleli- zawieźli mnie na porodówkę - spędziłam tam w sumie 2 godziny. podłaczyli ktg - żadnych skurczów! Lekarz mnie zbadal i wiecie co? okazało się, ze drogi rodne są czyściutkie, a krwawię z ukł. moczowego. !
Późniejsze badanie wykazało erytrocty w moczu. Zrobili mi jeszcze posiew z moczu, wymazy z pochwy i odbytu i dzisiaj puścili do domu żebym spokojnie czekala na wyniki- nie ma sensu leżeć w szpitalu, bo z małym jest ok i ze mną w sumie tez- akcja z soboty się nie powtórzyła póki co... Przez dwa dni miałam kroplówkę z magnezem i twardnienia trochę przeszły, ale teraz jakby powróciły, więc biorę asmag
Tak więc nadal nie wiem co to było i do końca spokojna nie jestem, ale Mały rozwija się ok i tylko to się liczy! Ma już 800 g i jest b. ruchliwy
Położne dziwiły się, że taka mała ciąża a zapis ktg da się spokojnie zrobić- mały duży to i serducho dobrze słychać
)
Czekam więc na wyniki i staram się myśleć pozytywnie- lekarz powiedział mi, ze to mogły być jakieś złogi w ukł. moczowym, mały mógł coś nacisnąć i pękło naczynko, w każdym bądź razie nic groźnego się nie dzieje, infekcji też nie ma.
Pobyt w szpitalu bardzo mnie uspokoił- miałam naprawdę fachową opiekę, cudne położne, masę badań (zrobili mi nawet obciążenie glukozą). Tylko za M. strasznie z Mieszkiem tęskniliśmy ( w pon. musiał jechać do bydg. do pracy a to wszystko wydarzyło się u moich rodziców w zg). Na szczęście jutro do nas przyjedzie i już będziemy razem.
Dziewczyny, opisałam Wam to wszystko, żebyście wiedziały, że nie zawsze coś co się fatalnie zapowiada ma kiepski finał. Ja myślałam, że już straciłam mojego Maluszka a on rośnie, rozwija się i nic z mamy klopotów zdrowotnych sobie nie robi. Zawsze trzeba mieć nadzieję!
Aga, saffi- właśnie sprawdziałam pocztę- są ankietki od Was- bardzo dziękuję! Kazda ankietka to dla mnie ratunek, bo przez ten szpital jestem w czarnej d.... jeżeli chodzi o mgr. Jestem uziemiona w domku (mam na razie leżeć) i tylko przez internet mogę coś zdziałać.
Nie wiem czy nadrobię Wasze posty, ale postaram się! Mam nadzieję, że u Was wszystko ok
))