Dzień dobry!
Wracam do zdrowia i do życia :-)
Dawno mnie nie było, więc przypomnę, że najpierw mąż był zabójczo chory, potem ja, a potem mały. Witkowi już przechodzi, od dzisiaj nie podaję antybiotyku, może wreszcie za tydzień uda się szczepienie...
Wczoraj byliśmy na USG bioderek - na szczęście oba super, choć lekarz porażka.
U nas wczorajszy wieczór tragedia - Witek płakał w łóżeczku i za nic nie chciał zasnąć (a już chyba ze 2 miesiące pięknie sam zasypia po kąpieli). Zasnął w chuście dopiero
Potem o 23 jedzonko, pobudka o 1.30... Walczyłam do 2, żeby jeszcze zasnął bez jedzenia (próbuję, próbuję sprawić, by przerwa w nocy była dłuższa...
), ale się nie dał. No to o 2 jedzonko. Ledwo żywa zasnęłam, by o 3 być obudzoną przez zupełnie rozbudzonego synka
Nie miałam już siły, więc wzięłam go do łóżka (a nie cierpię tego, biorę go dopiero nad ranem, ok. 6). Spał do 6, potem jedzonko. Potem jeszcze do 8 - tyle dobrze.
Generalnie mam wielką nadzieję, że dzisiejszy wieczór i noc już będą normalne...
A dziś jest chyba dzień chłopaka, nie?
Ja idę do fryzjera za godzinkę, robię się na bóstwo, a co!
Miłego dnia wszystkim - mimo okropnej pogody!