A więc, jak już pisałam, umówiłam się z lekarzem zastępczym na wizytę bo mój jest na zwolnieniu... wchodzę do gabinetu, a pani doktor: "O Jezu... ja już jestem wykończona a pani jeszcze do mnie na wizytę? przecież ja już chyba 20 kobiet dziś przyjęłam..."
a ja od razu zrobiłam się czerwona aż mi para uszami wychodziła bo nigdy się z takim czymś nie spotkałam. Jej się chyba trochę głupio zrobiło i kazała mi usiąść... i pyta jak się czuję. Ja mówię że boli mnie często i mam od czasu do czasu twardawy brzuszek. Nic więcej nie zdążyłam powiedzieć. Ona na to (dosłownie): "Kobieto, to ja muszę panią do szpitala skierować? Kto to słyszał żeby w ciąży aż tak bolał brzuch i do tego twardniał..." Ja zgłupiałam...
otworzyłam buzię i nie wiedziałam co powiedzieć... przecież mnie nawet nie badała! Nawet mnie nie dotknęła!!! Po chwili, powiedziała że mam się zgłosić do niej do szpitala w czwartek i jak będzie taka potrzeba to będzie mnie musiała potrzymać i porobić różne badania... Jest to dla mnie szokujące i bardzo dziwne! Jak ona może cokolwiek stwierdzić w ogóle mnie nie badając???
Podejrzewam że wszystko będzie dobrze... ale mnie bardzo wystraszyła i moim zdaniem bardzo nieprofesjonalnie podeszła do mnie, ciężarnej kobiety, zwłaszcza że jest to moja pierwsza ciąża więc wszystko jest dla mnie nowe i to co lekarz powie jest święte... :-(